Deine Blicke sagen "Scheiß auf alle"
Jednakże... Nie zatrzymało mnie to. Dalej uparcie kierowałam się w stronę wyjścia. Zerknęłam za swoje plecy, chcąc sprawdzić, czy mnie goni. Zatrzymał się w połowie drogi, wyciągając dłoń w moją stronę. Spoglądał błagalnie w moją stronę, jego wargi drżały.
Pobiegłam za najbliższy róg i osunęłam się po ścianie. Ciężko dyszałam, wyglądałam jak człowiek, który uciekł przed śmiercią.
Pobiegłam za najbliższy róg i osunęłam się po ścianie. Ciężko dyszałam, wyglądałam jak człowiek, który uciekł przed śmiercią.
Czego on ode mnie chciał? Co już mu zrobiłam, że się tak gapił? Nie umiałam udzielić na to odpowiedzi. To spojrzenie dalej we mnie siedziało. Piwne, zmęczone oczy, w dodatku przestraszone. Czuł się nieswojo, zresztą nie tylko on.
Mój oddech stawał się coraz bardziej normalny z każdą nadchodzącą sekundą, ale ciało dalej było napięte. Nie było sensu już tam wracać, zresztą, co jak znów się na niego natknę? Wolałam tego uniknąć.
- Ale naprawdę, spojrzałem się na nią, a ona... Uciekła! - mówiący po angielsku zbliżał się, jego głos był coraz głośniejszy. To on. Jest coraz bliżej... Nie sam, no bo przecież nie mówiłby do siebie?
- Naprawdę? Aż dziwne, one nigdy nie uciekają - odpowiedział mu ktoś z niedowierzaniem. Prychnęłam. Mówili o mnie, a ja... Nie jestem jak one.
Przełknęłam nerwowo ślinę, podrywając się z podłogi. Przywarłam całym ciałem do chłodnej ściany, cicho błagając, abym została niezauważona. Zerknęłam w lewo, znów te dresy. To oni. Brunet szedł po prawo, więc wystarczy tylko, żeby się odwrócił, a będę skończona. Starałam się zachować jak najciszej, aby nie kusić losu. Z moich warg wydostawał się postrzępiony oddech, serce waliło jak dzwon... Drżałam ze strachu. To jednak mam jakieś emocje?
Dzwonek zadzwonił, oznajmiając koniec lekcji. Chciałam wtopić się w ścianę, zniknąć, cokolwiek. Byłam na straconej pozycji.
Rozejrzeli się dookoła. Skądże, wcale ich nie obserwowałam, nie sądziłam, że od mojego wrogiego spojrzenia oni nagle nie znikną. Czas się zatrzymał, gdy dwie pary oczu spojrzały w prawo, wprost na mnie. Przełknęłam nerwowo ślinę, przesuwając się wgłąb zaułka, co było dla mnie bardziej zgubne.
Z jego warg odczytałam "to ona" po francusku. Co do cholery? Po francusku?! Pokręciłam nerwowo głową, chcąc wymazać wspomnienia sprzed kilku sekund. To nie miało miejsca, ich nie ma... Nie mogą tu być.
- Nie uciekaj, proszę - brunet zabrał głos w poprzednio używanym angielskim, składając błagalnie ręce. Postawił krok do przodu, zbliżając się do mnie.
- Czego ode mnie chcesz - warknęłam w swoim ojczystym języku, a on odwrócił się na chwilę do swojego towarzysza i coś szepnął mu na ucho. Postanowiłam skorzystać z chwili ich nieuwagi i... Spróbować uciec. Na marne, moje osłabienie wzięło nade mną górę i zachwiałam się, upadając na podłogę. Zbłaźniłam się. Zawsze starałam się trzymać przed ludźmi z klasy, udawać, że wszystko jest okej, ale dziś... Wyjątkowo mi się to nie udawało.
- Nic Ci się nie stało? - spytał cicho, chwytając mnie za ramiona. Powoli podniosłam się do góry, a pierwsze, co ujrzałam to ich dwóch. Dwóch brunetów o piwnych oczach. Ma bliźniaka, czy po prostu tak mi się kręci w głowie?
- Zostaw mnie - mój głos nie zabrzmiał tak, jak chciałam.
- Potrzebujesz pomocy - zaprzeczyłam, co przypłaciłam mroczkami przed oczami. Na szczęście nie było takiego tłumu ludzi, zresztą kto by zwrócił uwagę na to, co się dzieje w najmniej używanym kącie szkoły.
- Nie potrzebuję - dalej się zapierałam przy swoim. Jego oczy uważnie mnie lustrowały, a wargi zaciskały się w cienką linię. Próbował mnie rozgryźć.
- Adnan, wracajmy - powiedział spięty miedzianowłosy jegomość. Przeniosłam swój zmęczony wzrok na niego. Też był spięty, czuł się niekomfortowo, co próbował ukryć. Ale przede mną się nie da tego zrobić.
- Puść mnie - szepnęłam, a on niechętnie spełnił moją prośbę.
Oddalił się na odległość kilku kroków, a jego towarzysz położył mu dłoń na ramieniu. Zerknął na niego, po czym znów skupił na mnie swoją uwagę.
- To nie koniec naszej przygody - powiedział tajemniczo, odwracając się powoli do mnie tyłem. Prychnęłam cicho. Jaka przygoda? Kim Ty jesteś, że masz zamiar pakować się w moje życie?
- Co to było? - usłyszałam głosy ludzi z klasy, którzy zauważyli tę scenkę. A ja dalej siedziałam na podłodze, wspierając się na wychudzonych dłoniach. - Ćpunka potrzebowała pomocy?
- Odpierdol się - syknęłam, zbierając się do kupy, co było nie lada wyczynem.
Ciągnęłam za sobą czarną torbę z logiem Nike na boku, wymijając ich obojętnie. Dalej czułam się słabo, ale trochę lepiej, niż przed kilkuma minutami. Tak samo niedobrze jak większość życia.
Ciągnęłam za sobą czarną torbę z logiem Nike na boku, wymijając ich obojętnie. Dalej czułam się słabo, ale trochę lepiej, niż przed kilkuma minutami. Tak samo niedobrze jak większość życia.
Zastanawiałam się nad tym, o co mu chodziło. Co ja takiego zrobiłam, że próbował się nade mną zlitować? Czemu w ogóle zwrócił na mnie uwagę? Przecież znajdzie się setka lasek, które chciałyby znaleźć się na moim miejscu, aby ktoś taki jak on, ich bożyszcze, idiol, bóg wie kto, mógł je chociaż przez chwilę dotknąć, albo - co lepsze - chcieć jej pomóc.
Adnan... To imię dużo mi nie mówiło. Jego słowa... Tak samo. Co chciał? Przecież nic nie znaczę dla wszystkich, zabieram im tylko tlen. Żyję... Tak po prostu, bóg mnie tu zesłał, nawet nie wiem w jakim celu. Mam uprzykrzyć życie ilu osobom? Mam się stoczyć na dno, abym mogła stąd odejść?...
Po drodze w niewielkim monopolowym kupiłam półlitrową butelkę wódki. Standard w ciągu dnia.
Mama na obiad zrobiła zupę-krem z dynii. Wiedziała, że ją uwielbiam i to był pierwszy, a zarazem jedyny pełny posiłek. Potem zaszyłam się w swoim pokoju, po czym wsadziłam swego wiernego towarzysza do szafki na książki.
Zabrałam się za niego, gdy skończyłam batalię z niemieckim i pracą domową z matematyki. Pierwsze dwa kieliszki weszły gładko. Rozluźniłam się, chociaż na chwilę. Polepszył mi się humor, na twarzy gościł lekki, sztuczny uśmieszek. Alkohol zdążył się rozejść po moim ciele. Potem kolejne dwa.
Zerknęłam na zegarek, godzina 19:58, czas na mnie. Schowałam butelkę pod łóżko i naciągnęłam na siebie polarową bluzę. Podeszłam do okna, uchyliłam je i... Wyszłam przez nie. Ogarnął mnie wieczorny chłód, który był zbawieniem dla obolałej duszy. Jednocześnie się orzeźwiłam. Zamrugałam gwałtownie, czując powrót do świata żywych. Znów to samo uczucie przytłoczenia.
Wsadziłam dłonie w kieszenie, maszerując przed siebie. Mijałam wielu ludzi, niektórzy biegali, inni jeszcze szli spokojnym krokiem, a jeszcze kolejna grupa siedziała na ławce, popijając coś ze szklanej butelki.
- Hej, lala! - zawołał jeden z nich, wskazując na mnie palcem. Spiorunowałam go wrogim spojrzeniem.
- Czego?
- Co taka laseczka jak Ty robi sama w takim miejscu jak to? - zeskoczył z ławki i skierował się w moją stronę. Schwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Wywróciłam oczami, lekko zażenowana. Cóż za tandetne teksty.
- Szukała kogoś takiego jak Ty, słonko - wyszamotałam rękę z jego uścisku i usiadłam na ławce. Pociągnęłam większy łyk z butelki, a ten patrzył się na mnie jak na ósmy cud świata.
- Co się tak patrzysz? - spytałam, klepiąc wolną dłonią miejsce obok siebie. - Usiądź.
Potrząsnął głową i ruszył w moją stronę. Oblizał spierzchnięte wargi, obejmując mnie ramieniem w pasie. Zadrżałam i to nie z zimna. Odstawiłam szlane naczynie i zerknęłam na niego spłoszona.
- Spokojnie, maleńka, no nie mów, że jesteś taka cnotka... - wślizgnął palce pod bluzę, a mój żołądek zacisnął się w ciasny supełek.
- Zostaw - warknęłam, podnosząc się z ławki. Puściłam się biegiem z powrotem do domu, nie zważając na to, że coś sobie, albo komuś zrobię. Po chwili biegu już miałam zadyszkę, a mięśnie zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Dobiegłam do domu i wskoczyłam z powrotem do pokoju. Zamknęłam szczelnie okno i padłam na łóżko. Cała się trzęsłam ze strachu, a do oczu cisnęły się łzy. Przestraszyłam się i to nie na żarty. Czy on... Chciał się do mnie dobrać?
Czułam mrowienia na brzuchu, które przypominały mi o nim. W gardle rosła mi gula, a słone kropelki spływały strumieniami po policzkach, ginąc na poduszce. Serce łomotało mi niesamowicie szybko, a dłonie nerwowo zaciskały się na materiale kołdry. Śledził mnie? Może widział, gdzie skręcałam? Może stoi pod oknem? Nie chciałam go widzieć, już nigdy więcej.
dzień dobry! miałam dodać to za tydzień, ale napisałam dwa kolejne rozdziały tu i stwierdziłam, że MUSZĘ to opublikować XDDD #weźciezabierzciemibloggerakiedyjestemchora
liczę, że się podoba!
kurczę, robi się coraz ciekawiej!
OdpowiedzUsuńdawaj szybko kolejny<3
Co on kombinuje? :D Przygoda... Będzie ciekawie :) Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńfajny rozdział, ciekawa końcówka...już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńcud, miód, malina kocie <3 XD
OdpowiedzUsuńAdnan jaki tajemniczy chłop XDD
Czekam na kolejny
Buziaki :***
Tajniak z niego trochu XDD Hahaha :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny i akcja się zaczyna kleić, a ja dalej czekam na perełkę z udziałem Joshiego (tak będę Ci to wypominać przy każdym rozdziale u Adnana XD ) XDDD
Czekam na kolejny! :*
Jestem! Pierwszy blog nadrobiony :) #brawoja
OdpowiedzUsuńWięc no, przyznam się, że nie czytałam nigdy nic o Adnanie i nawet nie wiedziałam, że gra w BVB.
Ale jak na razie podoba mi się to co tu dodałaś. A ta akcja w szkole, to w ogóle.
No to czekam na nowy, wiesz gdzie powiadamiać.
Pozdrawiam ♥