sobota, 5 marca 2016

nummer drei

Laden dich schon lange nicht mehr ein
Przez kolejny tydzień widywałam go codziennie pod szkołą. Chociaż może to nie był on, a mnie po prostu bierze schizofrenia? Nie wiem. Opierał się o maskę niskiego, czarnego samochodu sportowego, wpatrując się w jeden punkt, tuż przy wejściu. Dziwił mnie fakt, że nikt dookoła niego się nie kręcił, więc może to nie był on? Przeczucie mówiło mi jednak inaczej, że to on i próbuje dotrzymać tego, co mi powiedział.
Gdy spałam, dalej śniły mi się tamte koszmary, z tą różnicą, że... Pojawiał się w nich On, a co najlepsze... Ratował mnie w nich. Z każdym kolejnym dniem robiło się to coraz bardziej chore.
Było ze mną coraz gorzej... Nie tyle co fizycznie, a... psychicznie. Upadałam i zaczęłam to wreszcie dostrzegać. Więcej płakałam, było we mnie jeszcze mniej energii... Sen był trochę mocniejszy, lepiej mi się zasypiało wiedząc, że On mi pomoże. Mniej wychodziłam, bałam się, że za którymś razem po poznaniu przypadkowego chłopaka skończy się to gorzej, niż ostatnio.

- Poczekaj - usłyszałam szóstego dnia, kiedy to zdecydowałam się wreszcie przejść obok niego. Nie było to po niemiecku, tylko... Po francusku. Poczułam wewnętrzny ścisk, a nogi odmówiły posłuszeństwa i skamieniały.
Przeniosłam na niego leniwie wzrok. Na głowie miał szaro-czerwoną bejsbolówkę, założoną tyłem na przód, a na nosie zerówki. Jego piwne oczy wpatrywały się we mnie, jak w obrazek.
- Charlotte - zdębiałam, słysząc swoje imię.
- Skąd wiesz, jak się nazywam - syknęłam, a on się uśmiechnął. Poczułam dziwne zmieszanie. Skąd?
- Po prostu wiem. Daj sobie pomóc.
- Nie rozumiem, o co Ci w tym momencie chodzi.
- Chodź ze mną, mamy dużo do wyjaśnienia - powiedział tajemniczo. Wyjaśnienie? Gdzie mamy pójść? My? Razem?
Schwycił mnie za nadgarstek i próbował udać się w stronę auta.
- Nie znam Cię, nie wiem, gdzie chcesz mnie prowadzić. Czemu w ogóle się do mnie odzywasz?!
Zaśmiał się nerwowo, poprawiając czapkę.
- Chcę Ci to wszystko wyjaśnić.
- To mów, tu i teraz - denerwowałam się, wściekając jednocześnie. Kolejny obcy, który próbuje się do mnie przystawić, tak?
- Cher, zaufaj mi - coś we mnie pękło, gdy tylko usłyszałam ksywkę, jaką używała do mnie mama oraz jej znajomi, gdy byłam mała. Zastygłam w bezruchu, spoglądając na niego nerwowo. Ile o mnie jeszcze wie? Wszystko? Skąd to wie? Kto mu to powiedział?!  - Nie pamiętasz, prawda?
- Nawet nie wiem, co mam pamiętać.
Patrzyłam się na niego, tak, jak on na mnie. Jego wargi zacisnęły się w wąską linię, a oczy zmrużyły. Między brwiami powstały dwie pionowe kreski.
- Czas w Anderlechcie tak na przykład - odpowiedział po chwili, oblizując wargi. Czasy w tym miejscu były mi tak odległe jak to, co mówił. - Chodź ze mną, proszę. Nic Ci nie zrobię - jego oczy ukazywały samą szczerość, co i tak do końca mnie nie przekonało.
Skinęłam głową, stawiając pierwszy krok w jego stronę. Uniósł kąciki ust ku górze, gdy szliśmy już ramię w ramię. Mimo to nadal nie puszczał mojego nadgarstka, jakby się bał, że ucieknę. W sumie słusznie, bo naprawdę się bałam i jedyne o czym marzyłam to ucieczka. Szłam z obcym dla siebie chłopakiem, który twierdzi, że chce mi pomóc i musi mi coś wyjaśnić. Co ma zamiar mi wyjaśniać, skoro "znamy się" dopiero tydzień?
Zatrzymał się przed czarnym audi i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Puścił mój nadgarstek, spoglądając na mnie oczekująco. Zawahałam się. A co, jeśli zrobi mi to, do czego zabierał się tamten chłopak?
Przeczucie mówiło mi całkiem inaczej. Kazało mi wsiąść do tego samochdu i pojechać z nim. Tak po prostu, nie stawiając mi żadnego konkretnego powodu.
- Zaufaj mi - wyszeptał.
- Nie mam do tego żadnych podstaw - zasępił się, a mnie schwyciło coś w okolicach serca. Czyżby to był głos sumienia?
- Masz, wszystkiego się dowiesz. Tylko wsiądź.
Jego spojrzenie wręcz błagało, abym zajęła miejsce w obitym czarną skórą fotelu. Zacisnęłam wargi i zajęłam miejsce po stronie pasażera. Zamknął drzwi i obszedł pojazd, siadając za kółkiem. Odpalił silnik i ruszył spod szkoły.
Nie rozmawialiśmy, byłam pogrążona we własnych rozmyślaniach. Co rozumiał pod "czas w Anderlechcie"? Nie wiem, co miało mi się kojarzyć, mało pamiętam z dzieciństwa. Jedyne to chęć zostania księżniczką, jako małe dziecko, a także to, jak moi rodzice się rozwodzili. Czyli to, czego nie powinnam pamiętać.
Czułam na sobie jego wzrok, który wręcz parzył. Za każdym razem się spinałam, przecież nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Aczkolwiek nie wyglądał na zdolnego do skrzywdzenia drugiej osoby.
Nie jechaliśmy długo, góra jakieś dziesięć minut. Jazda minęła szybko, głównie dlatego, że znajdowaliśmy się w najmniej zatłoczonej części miasta. Zgasił pojazd. Próbowałam pociągnąć klamkę, ale ta ani drgnęła. Zdenerwowałam się. Otworzył mi od zewnątrz.
- Zamknąłeś mnie?!
- Przygotowałem się na to, że wyskoczysz mi z auta w trakcie jazdy. Zabiliby mnie, gdyby się to stało.
- Ciekawe kto - fuknęłam. - Nikogo mój los nie obchodzi.
- Jasne, nikogo - mruknął jakby do siebie. Położył mi dłoń na ramieniu i prowadził w stronę na oko stuletniej kamienicy. Szliśmy po schodach dwa piętra, dalej milcząc. Czułam napiętą sytuację, podenerwowanie i stres. Też się denerwował, to było widać.
Dookoła było słychać szmerania naszych oddechów, oraz głuche uderzenia o wykrzywiałe, betonowe stopnie. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, w gardle rosła gula, która za nic w świecie nie chciała zniknąć.
Otworzył kluczem drzwi od mieszkania z numerem 7 i pociągnął je do siebie. Grzecznie mnie w nich przepuścił, a przed oczami zagościł mi niewielki, pomalowany na beżowo korytarzyk. Od wejścia walały się ubrania i sportowe dresy, z tym żółto-czarnym herbem.
- Nie sprzątnąłem, wybacz - burknął, kierując mnie do salonu, który chyba też pełnił funkcję sypialni. Ale nie byłam tego pewna, przecież jako piłkarz miał kasy jak lodu.
- Napijesz się czegoś, zjesz coś może?
- Nie przyjechałam tu po to, aby jeść, czy coś pić. Czekam na wyjaśnienia, które mi obiecałeś.
- Siadaj - wskazał na czarną trzyosobową kanapę, na której leżały czerwone poduszki. Zdjęłam bluzę i zajęłam na niej miejsce. Spojrzałam na niego wyczekująco, a ten podszedł do komody, nad którą wisiała plazma. Chwilę w niej grzebał, po czym zwrócił się w moją stronę delikatnie się uśmiechając. W dłoniach trzymał coś niewielkiego...




no to robię wjazd z takim ka-BUUUM :v spoko, akcja się dopiero rozkręca, jeszcze będziecie miały dość tego fanfika XD

5 komentarzy:

  1. Kończyć w takim momencie...wiesz co :D czekam z niecierpliwością na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. jak mogłaś skończyć w takim momencie!!!!!
    dawaj szybko kolejny, bo chyba umrę :<

    OdpowiedzUsuń
  3. Ughhh.. Dorwe cię! XDD
    Ja tu się rozkręcam z moją wyobraźnią, a tutaj bum... Koniec xd
    Co ten Adnan, taki tajemniczy chłop xdd
    Czekam na kolejny
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż jestem ciekawa co będzie dalej,zakończyłaś w złym momencie ;)
    czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No wiesz Ty co... :( Tak się rozczytałam, a tu jeb... koniec. :( Aż się nie mogę doczekać kolejnego rozdziała XD
    A... I wzmianka o moim Kimmichu.. Czekam i to będę Ci przypominać do końca tego ff. XD
    Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń