sobota, 12 marca 2016

nummer vier

Ob du es heut auf die Kette kriegst

W dłoni miałam kilka fotografii. Kojarzyłam je, potwornie bardzo... A jedna z nich przykuła moją szczególną uwagę. 
Mała, wyglądająca na słodziutką księżniczkę dziewczynka, a obok niej jej wierny rycerz, trzymający w dłoni plastikowy miecz, który był gotów użyć w obronie swojej damy serca. Tą dziewczynką byłam ja, gdy miałam kilka lat. Aż ciężko uwierzyć, prawda? 
Wszystko było wtedy inne. A przynajmniej takie je sobie wyobrażam, bo... Niestety tego okresu za bardzo nie pamiętam. Ale na pewno chciałam żyć, cieszyłam się każdym nadchodzącym dniem, który spędzałam na wiecznej zabawie. No, ewentualnie w szkole. Było inaczej, było...lepiej. I to o wiele. Wszystko było prostsze, niczym się nie przejmowałam... Absolutnie niczym, rzecz jasna prócz siebie i swoich "problemów", które nie były istotne dla kogokolwiek.
Kucał przede mną, podpierając się dłońmi pomiędzy moim wątłym ciałem. Zadzierał głowę do góry, patrząc się na mnie, czułam na sobie jego wzrok. Zaciskałam w palcach zdjęcie, próbując przypomnieć sobie chwilę jego wykonania. Słowa, które wtedy padały...
- Teraz już sobie przypominasz? - przerwał panującą dookoła ciszę, delikatnie chwytając moją dłoń. Nie odtrąciłam jej, nie umiałam. Spojrzałam na niego, czując, że oczy mi się szklą. Nawet nie wiem, dlaczego. Nie umiem tego wytłumaczyć. Czy to przez to, że nie umiem sobie tego przypomnieć, czy może dlatego, że wtedy wyglądałam jeszcze tak beztrosko, szczęśliwie?
- Skąd masz moje zdjęcia? - zamiast tego odpowiedziałam mu pytaniem, a jego twarz stężała. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Cher - ta ksywka w jego ustach brzmiała tak...nadzwyczajnie? Zacisnęłam wargi, chroniąc się przed wybuchem płaczu. - Tego dnia obiecałem Ci, że będę Twoim rycerzem. Będę o Ciebie dbał, chronił... - każde kolejne słowo wypływało z jego ust jeszcze ciszej, przepełniał go ból. Co go bolało? Czemu się tak tym nakręcał? - A ja tego nie dotrzymałem, bo nasz kontakt się urwał z dniem, kiedy to Twoja matka zabrała Cię tutaj... Próbo...
- Proszę Cię, nie mów już nic - przyłożyłam mu dłoń do ust, aby zamilkł. Zacisnął wargi, nie odrywając ode mnie swoich piwnych tęczówek.
Słuchanie tego wprawiało mnie w co najmniej dziwny nastrój, a w dodatku łzy leciały ciurkiem po policzkach i nie umiałam nad tym zapanować. Serce biło niemiłosiernie smutno, a także sprawiało wrażenie jakby z każdym kolejnym uderzeniem wbijało się w nie coraz więcej bólu i smutku.
Zabrałam swoją dłoń od niego i położyłam ją na jego, która dalej spoczywała na mojej, próbując w jakikolwiek sposób mnie wesprzeć.
- Więc o to Ci chodziło z tym "czasem a Anderlechcie"? Że niby znamy się od dzieciństwa? Od dzieciństwa, z którego pamiętam same najgorsze chwile?
- Kiedyś byłaś inna - szepnął.
- Wiem - wtrąciłam - ale to było kiedyś.
- Pełna życia, zawsze uśmiechnięta - zignorował moje wtrącenie i dalej mówił. - Kiedy nie mogłaś sięgnąć po ciastka, leżące na górnej szafce, brałem Cię na barana i wtedy się udawało...
Znikąd w mojej głowie pojawiły się jakieś dziwne przebłyski, a także donośne piski, wołające o pomoc przy "arcyważnym zadaniu". Tylko, co one miały mi pomóc? Nie były niczym specjalnym w natłoku myśli.
Kim on dla mnie wtedy był? Czemu akurat teraz, po tylu latach postanowił mnie odnaleźć? Przecież od dobrych pięciu lat nie mieszkam w Belgii... Ile dla niego wtedy mogłam znaczyć? A on dla mnie? Kim byłam dla niego?
Pytania, na które nie otrzymam odpowiedzi, ponieważ ich nie zadam. Po prostu nie będę w stanie.
- Naprawdę nic z tego nie pamiętasz? Absolutnie?
Spuściłam wzrok, spoglądając na kolorowy kadr, na którym były moje wspomnienia. Z tego, co mówił, to były nasze wspomnienia, o których za nic w świecie nie potrafiłam sobie przypomnieć. Wydawało się, że było to w innej czasoprzestrzeni, w innym wcieleniu... Nie pamiętałam tego. Dlaczego?
- Nie wiem, mam ogromną plątaninę myśli - powiedziałam cicho, delikatnie unosząc głowę. Był tak blisko, a jego oczy przepełnione były samą prawdą i troską... - Muszę odetchnąć, na spokojnie to przetrawić, skoro to wszystko ponoć jest prawdą. Chciałabym stąd wyjść - zagryzł wargę, spuszczając wzrok. Zraniłam go tymi słowami?
- Nie możesz mi tego zrobić... - głos mu się załamał, a we mnie coś pękło. Zmiękłam, choć nie powinnam. - Nie mogę zmarnować tej szansy, którą postawił przede mną los.
- Mów od rzeczy - powiedziałam to ostrzej, niż powinnam. - Przepraszam, po prostu... Znalazłam się w niekomfortowej dla mnie sytuacji.
- Jest mi niesamowicie ciężko, bo sam nie wiem, co mam już robić. Ostatnie dni były dla mnie męką. Wiesz, jak bardzo ucieszył mnie fakt, że udało mi się Cię odnaleźć? - ożywił się, mocniej ściskając moje obie dłonie. Uścisk nie bolał, był taki... Specyficzny. - Jednocześnie bolało mnie to, że uciekłaś. Nie przypominałaś siebie, nadal nie przypominasz tej Charlotty, którą pamiętam z dzieciństwa. Chcę Ci pomóc wrócić do tamtego stanu... Tylko musisz się otworzyć. 
- Mi się nie da pomóc, nie potrzebuję jej nawet, Słyszysz? Wszystko jest w jak najlepszym porządku - zdenerwowałam się, zresztą nie pierwszy raz przez to samo. Co on chce z tą pomocą? Nie pomoże mi, nie wytrzymałby ze mną dłużej niż kilka dni.
Poderwałam się z miejsca, próbując wyrwać swoje ręce z jego uścisku. Wstał wraz ze mną, mocno trzymając.
- Widzę i wiem, że nie jest dobrze, Cher.
- Nie mów tak na mnie - warknęłam, czując rosnącą gulę w gardle. Źle czyniłam, nie powinnam się tak zwracać do człowieka, który nie boi się ze mną rozmawiać...
- Mogę, bo sam wymyśliłem tę ksywkę dla Ciebie - co?! Moje negatywne uczucia momentalnie uleciały, zastąpiła je dezorientacja, którą postanowił wykorzystać. - Twoje imię było dość dziwne i nie zawsze chciało mi się je wypowiadać w całości, więc poszedłem na łatwiznę i je skróciłem, Wisienko.
Poczułam dziwne ciepło wewnątrz, a jednocześnie to przybicie i wyrzuty sumienia. Próbował do mnie dotrzeć, a ja go tak źle traktowałam... A nie powinnam. Dawno nie rozmawiałam tyle z jedną osobą. Dawno nie usłyszałam tylu ciepłych słów, które mogą odnosić się do mojej osoby. Dawno nikt nie próbował się ze mną chociażby porozumieć w miarę łagodnie i miło...
- Chciałem, chcę i będę chciał dla Ciebie jak najlepiej, wiesz? A żeby mogło być chociaż dobrze, to musisz chcieć. Zaufaj mi i spróbuj - puścił jedną z moich dłoni i pogładził mnie po policzku. Zadrżałam, przymykając powieki. Ten dotyk... Był przyjemny. Delikatny, jakby się bał, że się ulotnię... 
- Charlotte... - dzieliło nas raptem kilka centymetrów. Jego oddech muskał moją twarz, oczy przez szkła uważnie lustrowały, a wargi drżały. - Proszę Cię, zrób to. Wyjdzie to wszystkim na dobre, tylko spróbuj.




dzień dobry! tak uwielbiam tu pisać, że już mam prawie koncówkę, do której ostało ponad trzy miesiące XD #szaleję 
jak myślicie, Cher spróbuje, czy nie? ;)


5 komentarzy:

  1. Ugh :< nie w takim momencie no! :((
    Musi spróbować!! <333
    Cudeńko <3
    Adnan jaki zawzięty chłopoczek XDDD
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. omg jak możesz kończyć w takim momencie!!! :(
    hm, no wydaje mi się, że spróbuje...co jej szkodzi w sumie, no nie?
    czekam nn!<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu trzymasz w napięciu :D jestem ciekawa co odpowie Charlotte, czekam na kolejny! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy Ty zawsze musisz kończyć nie kończąc końcówki? :D
    Spróbuj dziewczyno! ^^
    Czekam na kolejny! :* Bo ten genialny!
    A tu wzmianka o Joshue XD Kiedy blog? XD

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogłaś skończyć w innym momencie?
    cudo <3 Czekam ;)

    OdpowiedzUsuń