sobota, 26 marca 2016

nummer sechs

Es war nichts mehr wie es war 

- Nie patrz się na mnie, idź - odparł opryskliwie, a w moje oczka się zaszkliły.
- Nie - szepnęłam ledwosłyszalnie. - Zostanę tu z Tobą - usiadłam obok niego i go przytuliłam. - Czemu płaczesz?
Odsłonił twarz, a jego oczy, piwne oczy były czerwone od płaczu. Usta wykrzywiały się w grymanie niezadowolenia.
- Znów się śmiali z tego, że jestem Twoim rycerzem.

- Adni... - szepnęłam, wracając do żywych. Adni to on? Jakim cudem udało mi się wrócić do dzieciństwa? To nie jest przecież możliwe...  A więc? Więc to on?..
Znów złapał mnie za policzki, a jego oczy były radosne, mimo tych łez kłębiących się w nich. Chyba pierwszy raz od kiedy się "oficjalnie" znamy...
- Przypomniałaś coś sobie... - szepnął, nie mogąc uwierzyć. Czyli to prawda...
- Usłyszałam Twój płacz i...tak nagle mnie oświeciło... W tej wizji siedziałeś i płakałeś, bo ktoś się śmiał z tego, że byłeś moim rycerzem... - w sumie to wszystko było możliwe przez to, że "objaśnił mi, kim jest ta druga osoba ze zdjęcia, które mi pokazał...
- Teraz wiem, że oni mi zazdrościli tego, że miałem Ciebie...
- Ale... Nadal sądzę, że to o wiele za mało, Adnan - chyba pierwszy raz użyłam jego imienia...
- Nie musisz od razu wszystkiego, Mała. Ważne, że cokolwiek już Ci wróciło.
- Ale nadal Ci nie ufam... - radość chwili momentalnie prysła. Odetchnął ciężko, spoglądając na mnie smutno. Znów zabolało. I to nie tylko go...
- Rozumiem....wróć, próbuję zrozumieć. Ale to nie jest łatwe.
- Potrafiłbyś być otwarty dla kogoś, kto według Ciebie jest obcy, ale Ci wmawia, że byłeś kiedyś dla niego wszystkim?
- Nie wiem, nie spotkałem się z taką sytuacją.
- Oh, postaw się w mojej sytuacji. Wiesz, jakie to cholernie trudne? - nie uzyskałam odpowiedzi, więc kontynuowałam. - Stronisz od ludzi jak diabeł od święconej wody, a tu wpada na Ciebie w szkole taki narwaniec... - spojrzał na mnie zaskoczony, a ja wybuchłam stłumionym śmiechem. - Tak, pomyślałam o Tobie jak o człowieku, który ma nierówno pod sufitem. Ale wróćmy. Ten narwaniec mówi Ci, że potrzebujesz jego pomocy. Potem stoi codziennie pod szkołą i Cię obserwuje, gdy wracasz do domu, a na końcu Cię zaczepia i mówi, że musisz z nim iść. Potem mówi Ci rzeczy, o których wiedzieli tylko nieliczni... To za dużo jak na raz, nie sądzisz?
- Chcesz stąd wyjść, prawda? - potwierdziłam, a on przełknął głośniej ślinę. Liczył na całkiem inną odpowiedź... - Puszczę Cię, ale obiecaj mi jedno.
- Spróbuję.
- Obiecaj.
- Jeszcze powiesz, że na paluszek... - ...momentalnie pożałowam swoich słów, bo wyciągnął paluszka i skierował go w moją stronę. - Naprawdę muszę?
- Tak, musisz - złapałam go swoim małym. - Obiecaj, że nie będziesz uciekać przede mną, gdzie pieprz rośnie.
Westchnęłam. Miałabym uciec? Fakt, przecież to wszystko w moim stylu... Wyolbrzymiam.
- Obiecuję.

Wróciłam do domu sama. W drodze do niego myślałam tak długo i intensywnie, że moja głowa zaczęła mi potwornie ciążyć, a w dodatku sprawiała wrażenie, jakby miała wybuchnąć.
Adnan i ja znamy się od dzieciństwa. Byłam dla niego cholernie ważna, podobno on dla mnie też. A teraz? Jak to wygląda?
Zjadłam niewielką część obiadu i poprosiłam mamę o to, aby dała mi album z moimi zdjęciami z dzieciństwa. Zdziwiła się i to bardzo, ale spełniła moją prośbę. Wzięłam ze sobą szklankę soku marchewkowego i poszłam do swojego pokoju. Rozsiadłam się na podłodze i zaczęłam przeglądać fotografie, próbując przypomnieć sobie cokolwiek.
Z początku mi to nie szło, ból głowy wygrywał, ale po wzięciu proszków przeszło, jak ręką odjął.
Pierwsze zdjęcia nic mi nie mówiły, nic a nic. Głównie dlatego, że byłam na nich ja sama, jako maleństwo. Stopniowo coś się rozjaśniało... Ale to i tak nic w porównaniu do tego, czego potrzebowałam.
Kiedyś uśmiechałam się zawsze i wszędzie, a dziś? Nie umiem tego zrobić, przynajmniej szczerze. Zazwyczaj jest to pełen ironii sztuczny grymas, który nikogo nie przekupuje.
Kiedyś malowałam się kolorowymi kosmetykami mamy. Dziś wyglądało to inaczej -  czarny tusz do rzęs, ciemne cienie do powiek i krwistoczerwona szminka.
Kiedyś moje paznokcie mieniły się kolorami tęczy, głównie dzięki rodzicielce. Dziś wyglądało to inaczej - czarny, odrapany lakier na krótkich, połamanych paznokciach.
Kiedyś nosiłam kolorowe ciuszki i za duże ubrania mamy. Dziś wyglądało to inaczej - czarne, wydarte ubrania, niekoniecznie wyglądające na czyste i pachnące. To też miało wpływ na to, jak jestem określana w tym więzieniu, zwanym szkołą. No bo kto będzie się zadawał z laską, która nie dba o siebie i wygląda jakby była na głodzie? Absolutnie nikt.
Czemu on próbuje walczyć z tym wszystkim, co sama sobie zagwarantowałam? Czemu chce wyciągnąć mnie z tego bagna, w które sama się wpakowałam?
W końcu trafiłam na wspólne zdjęcie z moim rycerzem... Dokładnie to samo, które ma. Uśmiechnęłam się...tak sama z siebie.
Na kolejnych stronach pojawiało się coraz więcej go. Czy to w basenie, czy z rodzicami na lodach... Bolał widok taty. Dawno go nie widziałam...
Patrzyłam się na niego, porównując go do dzisiejszych widoków. Zmienił się, niewiele, ale się zmienił. Fryzura była krótsza, twarz bardziej męska, ale spojrzenie... Nadal takie samo. 
Mówi się, że oczy są lustrem duszy i  zawsze powiedzą prawdę. Jego oczy często były przepełnione bólem, przynajmniej teraz. Cierpieniem, którego byłam autorem. Powinnam mu dać szansę spróbować? Powinnam, przecież każdy na to zasługuje. Może coś we mnie odmieni, może pomoże się uwolnić z tej klatki, w którą sama się wpakowałam? Może pomoże... 
Byliśmy blisko, tak wnioskuję z tych zdjęć. Czy to złapali nas na tym, jak siedzimy wtuleni w siebie... Musieliśmy być blisko. Przyjaciele, tak? 
- Córciu, po co chciałaś zobaczyć te zdjęcia? - spytała rodzicielka, gdy tylko wieczorem znalazłam się w salonie i chowałam album w wysokiej, sosnowej komodzie. Patrzyła się na mnie, siedząc na kanapie. Opatuliła się kocem i oglądała jakąś ckliwą komedię romantyczną. Sama, bo Tobias wyjechał w delegację. Przynajmniej tak słyszałam. 
- Chciałam powspominać czas, kiedy byłam...szczęśliwa. 
- Teraz nie jesteś? 
- Nie widać tego? - odparłam opryskliwie, po chwili gryząc się w język. - Zmieniłam się, mamo. 



no hej! jak po rozdziale? :) zadowolone, że Cher trochę sobie przypomniała? 
Życzę Wam Wesołych Świąt!😘

7 komentarzy:

  1. liczę na to, że Cher się zmieni pod wpływem chłopaka, że znowu będzie się uśmiechać :D pozdrawiam i również wesołych świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Adnan rycerz MMM XDDDD
    mam nadzieję, że da mu szansę :))
    Cudo <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki :**

    Wesołych! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku, mam nadzieję, że jednak ona się zmieni i znów będzie jego malutką Cher<3
    tylko nie próbuj wciskać tu czegoś smutnego! ;-;
    czekam nn<3

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu! :D Jak ja się cieszę, że sobie powoli wszystko przypomina i zaczyna się ogarniać :3
    Czekam na kolejny kochana! <3
    PS.Kiedy Joshua będzie? XDD HAHA XD
    Wesołych Dominiko! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuje, że zmieni się na lepsze :)
    On jej w tym pomoże :)
    Czekam na kolejny :)
    Wesołych ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrobiłam już wszystko! to jest genialne! kocham BVB, więc i oczywiście pokochałam te opowiadanie. Tylko tak strasznie chce żeby im wyszło, czekam na jakis pocałunek czy coś. Daj znać jak pojawi się nowy rozdział bo czekam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. UWAGA, UWAGA! BUŁKA TARTA PRZYBYŁA!
    Ekhem. Sara jestem. Jak Cię znalazłam? Poszukiwałam bardzo dobrych blogów z ff o Łukaszu Piszczku. Twój jest o Adnanie, ale kij z tym. Dobrych blogów, które przeczytałam od początku do końca są może z trzy. Twój od tygodnia też mogę zaliczyć do kategorii bardzo dobrych.

    Nie ukrywam, nie przepadam za Adnanem, być może z tego prostego powodu, że jakoś nie poświęciłam mu dużej ilości uwagi i jakoś gościu nie w moim typie, ale w Twoim opowiadaniu on jest po prostu słodki <3 Słodki rycerzyk <3
    Fabuła też nie jest mi bliska, ale ciekawie piszesz :) Masz bardzo ładny styl pisania, Dominiko.
    Jedyne, co mnie wnerwia to to, że rozdziały *a przynajmniej ten* są w cholerę krótkie. (Mówi osoba, dla której "rozdziałem" można nazwać twór na jedenaście stron w wordzie - sorrynotsorry) ale nic to. Czytam. Jestem. Czekam na następny rozdział i przesyłam słoik z rosołem i weną.

    Miałam ten komentarz dać dopiero, gdy dam na swojego bloga prolog, żeby od razu zaprosić Cię na swojego *chamska autopromocja, hyhyhy* ale stwierdziłam, że prędzej Ty skończysz to opowiadanie, niż ja coś napiszę, więc o to jestem :D

    OdpowiedzUsuń