sobota, 23 kwietnia 2016

nummer neun - A

Baby, lass die leute reden, man, die kennen uns nicht 

Specjalnie przejechałem obok jej szkoły, licząc, że uda mi się ją zobaczyć. Minęły cztery dni od naszego ostatniego spotkania, bałem się, że znów zniknęła, znów przede mną uciekła. Chociaż nie, wróć, wtedy to wyjechała nawet nieświadoma tego, co się z nią dzieje. Jak mogła wiedzieć? Przecież dopiero wtedy poznaje się świat.
Teraz była tuż obok, śmiejąc się i śpiewając. Była taka beztroska i bezbronna... Niemal tak jak wtedy, kiedy nie musiała się niczym przejmować. Jak za swoich najlepszych czasów, czasów, które nigdy już nie wrócą. Ale kto zabroni teraz stworzyć coś nowego? Czegoś lepszego, mimo tych wszystkich okropieństw, jakie ją spotkały?
Teraz wyrosła, zmieniła się. Nie przypominała swojej mniejszej wersji, życie nauczyło jej bycia twardą i zimną suką. Dalej nie wiem, jakim cudem ją poznałem wtedy, w szkole, ale jestem wdzięczny losowi i temu wszystkiemu, co się do tego przyczyniło. Odnalazłem chyba to wszystko, czego mi brakowało. 
Czułem jej podenerwowanie, kiedy wchodziliśmy na teren ośrodka treningowego. Miałem wrażenie, że czuje jakby tu nie pasowała, jakby świat futbolu nie był jej bajką. A chciałem, aby poznała także mnie od tej drugiej strony... 
Trochę się obawiałem, pozostawiając ją samą przy barierkach, przy których zazwyczaj stawali kibice Schwarzen-gelb w trakcie otwartych treningów, tak jak chociażby dziś. Widziałem fotografów którzy zapewne uwiecznią to, kto się ze mną pojawił. Aż przypomniały mi się słowa mojego agenta, który wręcz zabronił mi spoufalać z jakąkolwiek kobietą. Czy Charlotte mogłem do nich zaliczać, skoro znamy się od dawien dawna? 
Zszedłem do szatni w o wiele lepszym humorze, niż wtedy, kiedy wyjeżdżałem z mieszkania, co nie uszło uwadze moich towarzyszy. 
- A Ty co taki radosny? - zagaił Reus, siadając obok mnie. Odchylił głowę i uważnie mi się przyjrzał, jakby ta euforia nie była do mnie podobna. Może miał rację, może nie. Ale... Teraz jakby o wiele bardziej chciało mi się żyć. 
- Widziałeś Ty z kim przyszedł? - zaśmiał się Ginter. - Czyżby nasz Adni się zakochał? - wywróciłem oczami. Dobre sobie. Ja? Zakochać się? W Cher w dodatku? No bez przesady, była dla mnie kimś o wiele ważniejszym od drugiej połówki.
Marco spojrzał na mnie...dość dziwnie po tym, co usłyszał z ust Matthiasa. Jakby nie spodobała mu się ta wypowiedź. Nikomu nie mówiłem zbyt wiele o pannie Ciman, ale Niemiec był jedną z tych osób, która powinna wiedzieć o jej istnieniu. 
Rozglądał się zdezorientowany po całej szatni, jakby czegoś szukał. 
- Korki czy gacie żeś zgubił? - klepnął go w plecy Leitner, najmniej ogarnięty w tej sytuacji.
- Pewnie nie może uwierzyć w to, że Janu z kimś tu przyszedł! - Matthias oznajmił jeszcze głośniej, na co teraz większa część szatni skupiła na mnie swoją uwagę.
- CO?! To Adnan ma dziewczynę?! - przykucnął przede mną i złapał mnie za policzki, ściskając  je jak moja babcia. - Jak te dzieci szybko dorastają!
Odetchnąłem ciężej, starając się nie zwracać na nich uwagi. Teraz temat numer jeden w szatni to kwestia tego, że z kimś tu przyszedłem. A Moritz to chyba najbardziej żywiołowo z nich o tym rozmawiał. Jakby to było dla nich najważniejsze! Momentami są naprawdę gorsi niż baby. I jak ja tu z nimi wytrzymuję od tego lipca? Chociaż... W MUFC jest jeszcze gorzej. 
Szybko się przebrałem i opuściłem szatnię. W moje ślady poszli moi dotychczasowi towarzysze, którzy koniecznie chcieli ujrzeć Charlotte pośród tłumu kibiców, który z każdą chwilą rósł coraz bardziej. Na moje szczęście tylko ja ją widziałem, a te biedaki mieli z tym potworny problem.
Dalej była podenerwowana, zaciskała dłonie na barierkach. Widziałem ją, w końcu rozgrzewaliśmy się dwa metry od kibiców, którzy głośno skandowali nasze nazwiska. Zdawało mi się, że do moich uszu docierało także moje, jednakże... Dla mnie w tym momencie było to mało istotne. Bardziej interesowało mnie to, że TA osoba jest tutaj i widzi to, co robię. Dokładnie to, co kocham najbardziej.
Po szybkiej, biegowej rozgrzewce podszedłem do Tuchela, przy którym stali już pozostali zawodnicy drużyny, w której miałem spędzić najbliższe miesiące. Starałem się, trenowałem naprawdę ciężko, ale i tak traktowano mnie jako zgaszoną gwiazdeczkę, która tu przywędrowała w celu ponownego wybicia się na szczyt i jak najszybszej ucieczki. Trener rzadko na mnie stawiał, a gdy to się udawało... Każdy wie, jak to wyglądało. Miałem dwadzieścia lat, a moja kariera zachowywała się jak baba w ciąży - ze swoimi humorkami. Trafiłem do United jako młody talent, który po czasie zgasł... Nie mogę tak skończyć, znów muszę wnieść się na swoje wyżyny. Mam dla kogo, prawda?

~ Co to ma być za przychodzenie na treningi z jakimiś panienkami?! Co ja Ci mówiłem, kiedy tu przylatywaliśmy?! ~ naskoczył na mnie agent na dzień dobry. Widział, zresztą nie tylko on, to pieprzone zdjęcie w tym idiotycznym Bildzie. Oni zawsze znajdą się nie tam, gdzie trzeba...
Wiedziałem, że tym to się skończy, przecież tyle razy poruszał przy mnie tę kwestię. Dokładnie za każdym razem, kiedy tylko udało mu się przyłapać mnie na tym, że spoglądam na jakąkolwiek przedstawicielkę płci pięknej. No kurdę, miałem być teraz jakimś abstynentem i ascetą? Naprawdę? Chociaż nie. Charlotte to inna bajka. O wiele ważniejsza o wszystkich kobiet tego świata razem wziętych.
- Nie znasz sytuacji. 
~ Janu, mam Ci przypomnieć, co mi wtedy powiedziałeś?
- Że nie mam czasu na zajmowanie się dziewczynami, blabla - westchnąłem. - Gdybyś wiedział, kim ona jest, to na pewno byś inaczej mówił. Zresztą... W dupie mam Twoje gadanie, ja wiem swoje, ona wie swoje i tyko to się liczy.
~ Dziewczyny, to dziewczyny, Adnan. A przez ten rok miałeś nawet o nich nie myśleć, tylko miałeś się skupić na grze ~ odpowiedział tak, jakby nie słyszał tego, co powiedziałem. 
- A widzisz, że gram? - rzuciłem z dużą dawką irytacji. Ile ja gram w tym zespole?! Gdyby nie Charlotte to naprawdę bym zrobił wszystko, aby wrócić do Manchesteru o wiele wcześniej i szukać innej drużyny, w której mógłbym grać więcej i nadrabiać utraconą formę. 
~ Oh, czyli może jednak chcesz odejść? ~ podchwycił temat. 
- Nie. Teraz mogę spaść nawet do drugiej drużyny, ważne, abym tu pozostał. 
~ Jeszcze się przekonamy, Janu. Jeszcze zobaczymy ~ nie czekając na moją odpowiedź zakończył rozmowę. Miałem się czego bać? 



ACHTUNG! co jakiś czas będzie pojawiało się coś takiego '- A' lub '- C' i numerek poprzedniego rozdziału. będzie to mniej więcej to samo, ale z perspektywy drugiego bohatera i będzie rzakim zdarzeniem :D
to tyle z ogłoszeń. 
dałam maleńki zaczątek akcji, tego, co będzie się działo, jak będę mieszać, hehe. #trochęwredna
liczę, że się podoba i widzimy się w kolejnym💞


5 komentarzy:

  1. Moritz zdecydowanie mnie rozwalił swoim zachowaniem :D fajnie było przeczytać rozdział z innej perspektywy, mam nadzieję, że Adnan nie będzie miał kłopotów w klubie i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;D pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Adnan chyba nie odpuści :)) widać, że bardzo mu zależy :D
    Co ten agent taki ehh ;cc
    Rozdział cudowny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  3. mieszać? nic nie mieszaj, tak nie wolno ;-;
    a ten agent Adniego co, nie powinien się wtrącać w jego prywatne życie;-;
    czekam na kolejny<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Spróbuj tylko namieszać, a jakoś cię zlokalizuje :D
    Agent mnie irytuje i to baaaardzo -,- niech on go zmieni czy coś
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za agent jakiś... PFF. -.-
    Jak mieszać to chyba na każdym blogu, prawda? XD
    Dobra mieszaj, czekam! :D
    Rozdział genialny ;*
    Ps. Czekam na Joshuę XDD *dalej pamiętam* XD

    OdpowiedzUsuń