sobota, 30 kwietnia 2016

nummer zehn

Danke, das du für mich da bist

Trening skończył się dobre dwadzieścia minut temu, a jego jak nie było, to tak nie ma. Uczucie nieswojości rosło z każdą mijającą sekundą. Przecież nawet skończyli rozdawanie autografów! Nic nawet nie mówił, kiedy mnie mijał. Tłum kibiców się przerzedzał, czułam się coraz gorzej. Zaczynałam się bać...
Nagle poczułam, jak ktoś przytula mnie do siebie od tyłu. Pisnęłam przerażona, a ten ktoś przyłożył mi do ust palec, abym się przyciszyła. Serce łomotało mi jak szalone ze strachu i za nic nie chciało przestać.
- To ja - usłyszałam ten znajomy ton, który posługiwał się francuskim, co pozwoliło mi odetchnąć z ulgą. To on.
- Bałam się... Bałam się, że mnie zostawiłeś - szepnęłam, odwracając się do niego przodem. Był w kapturze, który z ledwością odsłaniał chociażby czoło. Przeniosłam dłonie na jego ramiona, po czym chciałam wyżej, aby zdjąć ten kaptur, ale nie pozwolił, kręcąc przecząco głową.
- Musiałem poczekać, aż mój ogon się ulotni - pogładził mnie po policzku, co wywołało we mnie falę ciepła. Ale też zastanawiało mnie, kogo mógł mieć na myśli.
- Ogon? - powtórzyłam, unosząc brwi ku górze. Zaśmiał się w odpowiedzi.
- Pamiętasz Marco? - to pytanie wprowadziło mnie w jeszcze większe poczucie dezorientacji w terenie. - To ten, który był ze mną w Twojej szkole tamtego dnia.
Tak, teraz już wiem. Marco to ten miedziany, któremu chyba nie przypadłam do gustu. Przynajmniej wywnioskowałam to ze spojrzeń, które posyłał wtedy w moją stronę. Były... Dziwne, nie czułam się po nich przyjemnie.
- Teraz już wiem..
- No to on jest częścią tego ogona - uśmiechnął się kwaśno.
- Chyba nie chcę poznać reszty - wzdrygnęłam się na samą myśl, że reszta jego znajomych też taka może być. - To jak, idziemy już?
- Jasne - powoli opuściłam ręce, podobnie jak on. Po dosłownie paru sekundach czułam już tamto ciepło, kiedy nasze dłonie się splotły.
- Czemu masz ten kaptur? Przecież nie pada, ni nic... - zawahałam się, zastanawiając się, czy nie robię z siebie idiotki, pytając o chociażby cokolwiek.
- Cóż... To ochrona przed rozpoznaniem mnie pośród tłumu, który, o dziwo, okazał się mniejszy niż myślałem - mówiąc to, zsunął go z głowy, po czym znów się uśmiechnął w moją stronę. Nie mogłam tego nie odwzajemnić. - Brakowało mi Twojego uśmiechu - przyznał, przerywając chwilę milczenia.
- Bo się zarumienię - zaśmiałam się, czując pieczenie policzków. Dotknęłam jednego z nich, cicho jęcząc. - O nie, robię z siebie pośmiewisko...
- Cher - zatrzymaliśmy się. Byliśmy już na parkingu. - Dla mnie wyglądasz... Naprawdę uroczo - teraz już nie piekły, wręcz parzyły. Spuściłam zawstydzona głowę, a ten słodko się zaśmiał.
- To nie jest śmieszne - bąknęłam, krzyżując dłonie na piersi. Delikatnie schwycił moją głowę i ją uniósł.
- Masz rację, to nie jest śmieszne. Tylko słodkie. Bardzo słodkie - opuszkami palców muskał zaczerwienioną skórę.
- Zawstydzasz mnie - naprawdę nie wiem, jakim cudem udało mi się cokolwiek wykrztusić. 
- Przepraszam, nie chciałem - mruknął, cofając rękę, którą niemal od razu złapałam. To było takie... Odruchowe. I naprawdę godne głębszej refleksji.
Teraz już milcząc znaleźliśmy się w samochodzie. Po odpaleniu silnika radio automatycznie się załączyło, nadając nam kolejną piosenkę w tle. Spoglądałam przed siebie, obserwując widoki miasta, co chwilę zerkając kątem oka w stronę Adnana.
Naprawdę... To mnie zastanawiało. Czemu to wszystko robił? Żaden, absolutnie żaden przedstawiciel płci przeciwnej nawet nie spojrzał na mnie tak, jak on. Tak inaczej. Byłam dla nich wszystkich najbardziej puszczalską dziewczyną z rocznika, chociaż tak naprawdę nic o mnie nie wiedzieli. To bolało, bo... Bo przez to nigdy nie poznałam odwzajemnionej szczenięcej miłości. Pełnej tych durnych zdjęć, które taguje się na instagramie jako "couplegoal". Nigdy nigdzie nie wyszłam z żadnym chłopakiem, a nawet i z koleżanką, czy kimś tego pokroju. A teraz? Jest on. Mój Adni. "Mój"... Prawda?
Czerwień z moich policzków ustępowała z każdą chwilą, serce i oddech nadal trzymało się w normie... Było dobrze. Zewnętrznie. Bo przecież dalej nie odpowiedziałam sobie na pytanie, czemu to robi...

Większość popołudnia spędziliśmy na leżeniu na podłodze u niego w salonie. Rozmowa nie zawsze się kleiła, ale już wystarczyła sama wspólna obecność. Czułam się tak... Niesamowicie. Jak nigdy.
W międzyczasie wysłałam wiadomość rodzicielce, żeby się nie martwiła, bo jestem bezpieczna. I u niego. Powoli, drobnymi kroczkami, jak to sama mówiła. Ciężko jest przyzwyczaić się do nowego biegu, do tego, że ocieplam swoje stosunki z mamą... Ale próbuję ze wszystkich sił. Ma tylko mnie, nie mogę tego zaniedbać, prawda?
- Dziękuję - szepnęłam w pewnym momencie, wspierając się na łokciu. Oderwał wzrok od ściany i spojrzał na mnie. Drugą dłoń przesunęłam bliżej niego, powoli sunąc palcami po podłodze.
- Za co? - spytał, unosząc brew ku górze.
- Za wszystko i za nic - uśmiechnęłam się zdawkowo. - Szczególnie za to, że ponownie pojawiłeś się w moim życiu. Chociaż i tak nie pamiętam każdej z tych chwil, to jestem przekonana, że... Że teraz będzie nawet lepiej.
Podniósł się do pozycji siedzącej i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w swoim uścisku. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową.
- Jestem wdzięczny losowi, że znów postanowił spleść nasze drogi razem. Oby teraz ich nie rozdzielił... - urwał, zatapiając nos w moich włosach. Objęłam go szczelnie dłońmi, aby być jeszcze bliżej. Chyba wiem, czego było mi trzeba. Ciepła. Tego rodzaju ciepła.
Miarowo gładził mnie po plecach, osuwając się z powrotem na podłogę, przez co prawie na nim leżałam. Sprawiał wrażenie, jakby mu to nie przeszkadzało... Szczerze? Mi też nie. Było wręcz tak... Tak błogo.
Myślałam, że mieszkając tu nigdy nie odnajdę swej oazy spokoju. Cóż, po części była to racja. Ta "oaza" przybyła do mnie sama. Tylko... Tylko żeby nagle nie chciała stąd odejść.




hej, dzień dobry w pierwszy wolny dzień (nareszcie można odetchnąć xd) jak po rozdziale? ;) 
wszystkim maturzystkom, które czytają moje fanfiction życzę powodzenia!! :) 
P.S. jak widzicie - szablon uległ zmianie xd wyszedł mi chociaż? :D

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział,ciesze się, że powoli zbliżają się do siebie, a szablon tez mi się podoba :D Powodzenie na maturze się przyda zdecydowanie! :D pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbiłam szybko, bo męczę się z Mickiewiczem XD A wolę czytać już o Adnianiątku, niż o Tadeuszu z Soplicowa XDD
    No! W końcu są coraz to bliżej siebie! ^^ A może niedługo ten... XDD
    Rozdział świetny i końcówka niesamowita :3
    Czekam na kolejny! :*
    Dzięki, obym zdała matme, bo o nic sie tak nie boje XD
    Ps. Na Joshuę czekam. Amenos..

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeeeeeeeepraszam, że jestem dopiero dziś :(((
    Takie to piękne ❤ takie urocze ❤
    Adni chłopie he he XDDDD
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Się tutaj co raz słodziej robi :)
    Czekam na kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń