sobota, 7 maja 2016

nummer elf

Ich hab dich, du hast mich 

Minęło kilkanaście dni. Z każdą kolejną chwilą, którą z nim spędzałam, uzależniałam się od jego osoby. Został... Nieodłączną częścią mnie. Miałam wrażenie, że... Że stał się dla mnie kimś więcej niż wszystkim.
Próbowaliśmy stworzyć coś innego od tego, co było za czasów dzieciństwa. Coś o wiele lepszego. Przyjeżdżał po mnie po szkole, zabierał mnie do siebie na całe popołudnie, a wieczorem grzecznie odwoził z powrotem do domu. Ale to tylko wtedy, kiedy nie było Tobiasa. Kiedy ojczym był w kraju, to wracałam sama, albo wysadzał mnie w pobliżu ulicy przy której mieszkałam. Już wyrobiłam sobie wystarczające zdanie o Niemcu.
Coraz więcej ze sobą rozmawialiśmy. W sensie Adni i ja. Byłam... Szczęśliwsza. Naprawdę. Zaczęłam się cieszyć życiem. A to dzięki jego osobie.
Wszyscy widzieli zachodzącą we mnie zmianę. Szczególnie moja mama, którą ten obrót spraw naprawdę cieszył. Stawałam się coraz bardziej otwarta, moje stosunki z nią ocieplały się coraz bardziej. Idealnie, prawda?

Znów u niego byłam. Nocowałam u niego pierwszy raz i to całkiem przypadkiem - zasiedzieliśmy się, oglądając jakiś badziewny film, z którego więcej się naśmiewaliśmy, niż skupialiśmy na samej fabule. 
Szczerze się zastanawiam, w którym momencie zasnęłam z nim na tej podłodze, wtulona w jego pierś. Przebudziłam się... Sama nie wiem, o której godzinie i dlaczego, leżąc plackiem obok niego. Powoli podniosłam się, poszukując jakiejkolwiek poduszki. 
Po drodze zaszłam do kuchni. Z lodówki wyciągnęłam butelkę z sokiem, z której pociągnęłam większy łyk. Tego mi było trzeba. Przeciągnęłam się, słysząc strzelanie kości. Spanie na podłodze nie jest za wygodnym rozwiązaniem.
Wróciłam z powrotem do salonu, zabierając z kanapy poduszki i koc. Usiadłam obok niego, przybliżając jedną z poduch obok niego. Zawahałam się, nie wiedząc, jak to zrobić, aby go nie obudzić.
Nachyliłam się nad nim, a jego oczy nagle się otworzyły. Pisnęłam, po chwili wybuchając gromkim śmiechem.
- Planowałaś mnie udusić, tak? - zaśmiał się, widząc poduszkę trzymaną przeze mnie w dłoniach. 
- Tak, skąd wiedziałeś? - zażartowałam, a ten schwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Oparłam dłonie po obu stronach jego głowy, a poduszka walała się gdzieś pomiędzy nami. 
- Łatwo Cię przejrzeć - uniósł głowę i cmoknął mnie w nos. Uniosłam jedną z rąk i zmierzwiłam mu włosy. - Ale w sumie poduszka jest tym, czego potrzeba mi do pełni szczęścia.
- Wiedziałam - wyciągnął puch, który nas oddzielał i podłożył go sobie pod głowę. Chwilę milczeliśmy. - Wygodnie Ci? 
- Nigdy nie było mi lepiej - szepnął, przesuwają miarowo dłonie wzdłuż moich pleców, powodując gęsią skórkę na całym moim ciele. Westchnęłam głośniej, próbując zapanować nad drżeniem ciała. 
Nigdy nie rozpatrywałam się szczególnie nad swoimi uczuciami. Nie miałam do kogo. Jednakże przy nim... Przy nim czułam się całkiem inaczej. Wyjątkowa. Otoczona czyimś zainteresowaniem. Troską. Komuś potrzebna... Aczkolwiek nie mówię tu o takich uczuciach, jakie kierowała do mnie mama.
Pośród ludzi zawsze byłam tą najgorszą, zbędną, nikomu niepotrzebną. Wiedziałam, że się zagubiłam, trafiłam w nieodpowiednie towarzystwo. Przez to uwięziłam się w klatce. W klatce, z której powoli mnie wyciągał. 
- Jesteś dla mnie cholernie ważna, Cher - zaczął, zamącając ciszę. Jego dłoń ujęła jeden z moich policzków. Moje serce przyspieszyło swą pracę, a twarz przybrała koloru. - Ważniejsza niż wszyscy inni ludzie razem wzięci. 
Najważniejsza... Poczułam zbierające się w oczach łzy. To nie jest sen, prawda? 
- Cher, skarbie, nie płacz - podciągnął się do pozycji siedzącej, a ja oplotłam go nogami i ramionami, silnie przywierając do niego. Objął mnie, wtulając policzek w moje włosy. 
- Ja po prostu... Nie umiem uwierzyć w to, że jest dobrze. Boję się... 
Racja, boję się. Boję się, że to pieprzony sen, z którego się obudzę. Boję się, że pewnego dnia to się skończy, on odejdzie, albo ja zniknę... Boję się tego, że pewnego dnia to wszystko się rozsypie... 
- Powiedz mi, proszę, czego? - szepnął błagalnie, ujmując moją głowę w dłonie. Przymknęłam powieki. - Charlotte, proszę Cię. 
- Boję się, że... Że to wszystko pewnego dnia się skończy.
- Nie stanie się tak, słyszysz? Wiesz dlaczego? - zaprzeczyłam. - Bo to, co jest między nami nigdy nie zgaśnie, mała. 
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy te słowa w jakikolwiek sposób sprawiły, że myśli o jego utracie zniknęły. Aczkolwiek poczułam w środku falę błogości i spokoju. Nigdy nie zgaśnie. 
Oparł swoje czoło o moje, nieprzerwanie się we mnie wpatrując. Palce dotykały wilgotnej przez łzy skóry, a usta drżały, próbując cokolwiek z siebie wyrzucić. 
- Nie byłbym w stanie drugi raz Cię utracić - nasze nosy całkiem przypadkiem się o siebie otarły. Położyłam swoje dłonie na jego, dalej pozwalając łzom swobodnie płynąć. Nie byłam w stanie nad nimi zapanować. 
Widok mi się odrobinę rozmazywał, ale go widziałam wręcz idealnie. Był tak blisko. Jego oczy wpatrywały się wprost w moje. Ich piwna magia powodowała dziwne kołatania serca... 
- Nie potrafiłabym pogodzić się z Twoją utratą, Adni...
Nie pozbierałabym się, tego jestem pewna. Znów powróciłabym do tej klatki, a najpewniej nawet bym się stoczyła głębiej niż na dno. Utraciłabym to, co zdołał pozbierać w ciągu ostatnich tygodni... 
Czułam gorący oddech na swojej twarzy. Podniosłam jedną z dłoni wyżej i nieśmiało dotknęłam jego warg. Były miękkie. Powiodłam kciukiem pierw po górnej, potem po dolnej. Uniósł kąciki ust ku górze, cmokając mój palec. W końcu ją opuściłam, opierając ją o jego kark. 
Uśmiechnęłam się, kiedy tak jakby spapugował mój gest. Odczułam...dość dziwne uczucie w okolicach brzucha, kiedy cofnął dłoń i przejechał nią przed długość policzka, aby zatopić się w poczochranych włosach. 
Jego wargi praktycznie stykały się z moimi, oddech był urywany, bicie serca przyspieszyło do prędkości światła... Przymknęłam powieki, czując jak jego nos pociera mój. Moja druga ręka dołączyła do pierwszej, u niego podobnie. Nic nas nie dzieliło. 
- Otwórz oczy - szepnął, przypadkiem ocierając swoimi wargami o moje. Rozwarłam powieki, przyglądając się mu. Był niepewny, nie wiedział, czy to, co chce zrobić jest dobre. Też nie wiedziałam, a głosik w głowie podpowiadał, żeby nie patrzeć na konsekwencje tego wszystkiego, tylko działać. 

Po tym już straciłam pewność, czy jesteśmy przyjaciółmi czy jednak kimś więcej..


WRESZCIE
dobrnęłyśmy do jednego z moich ulubionych momentów💞 
w ogóle to dzień doby o 7:51😂 powaliło mnie, że tak wcześnie, ale później nie będę miała czasu (no chyba że późnym wieczorem, hehe)
jak maturzystkom minął pierwszy tydzień matur?😊



5 komentarzy:

  1. Ale słodko się zrobiło ❤❤❤ oby teraz już tylko było szczęśliwie, pozdrawiam i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dooomiś :(((
    Nie w takim momeeeeencie :'(((((((((((((
    Nie wytrzymam do kolejnego! XDD
    Jak cudownie ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
    Pięknie ❤❤❤❤❤❤
    Buziak :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Uroczo się zrobiło na koniec, ale oczywiście chcesz nas trzymać do następnego rozdziału :(
    Mogliby być już tak szczęśliwi ever *o*
    Ale Cię niestety znam i to dobrze XDD
    Co do matur? Nie będę zapeszać ;P
    Czekam na kolejny kochana! <3
    Ten rozdział to perełka! :3
    +czekam na Joshuę XDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ten rozdział, jest w nim tyle miłości, radości i bezpieczeństwa ^^
    O takim momencie, zdarzeniu marzy chyba każda dziewczyna, to takie słodkie, jej, ta scena kiedy oni patrzą sobie w oczy jest słodka 😍
    I koniec w takim momencie, eh, czuję niedosyt 😜
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, pozdrawiam i życzę weny 😘

    Zapraszam, nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba:
    http://du-bist-mein-schicksal.blogspot.com/2016/05/rozdzia-ii.html

    OdpowiedzUsuń
  5. oo jak uroczo! ♥
    na taki rozdział własnie czekałam :3
    szkoda, że skończyłaś w takim momencie bo się wciągnęłam ;-;
    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń