Jeden Tag alles wieder von vorn
"Nie, Adnan, drugi raz tam się nie pojawię" te słowa nadal pobrzmiewały w mojej głowie. Byłem świadomy tego, jaka strachliwa jest wobec ludzi. Tego, że boi się zawierać nowe znajomości. No ale... Przecież mi się udało, to dlaczego nie mogłaby spróbować dać tej szansy innym?..
Wiedziałem także, że jest coś, co przede mną ukrywała. To, jak bała się swoich rówieśników, próbowała ich unikać na wszelkiego rodzaju sposoby... Nie narzucałem się, aby mi o tym powiedziała. Czekałem, aż sama to zrobi. Nie chciałem, aby przez to utraciła do mnie zaufanie.
Każdy ma swoje gusta i guściki, no ale większość z ludzi powinna chociażby spróbować tolerować innych i ich upodobania, prawda? A nawet jeśli to jest już cięższe, to powinna spróbować to poznać, czy nie?
Denerwowało mnie to w Marco, że nie odezwał się nawet do niej ani razu. Tylko po prostu miał czelność powiedzieć o niej tyle rzeczy... I to bez podstawnie! Nie znosiłem w ludziach takiej powierzchowności, aczkolwiek... Większość dzisiejszego społeczeństwa też podchodzi do wszystkiego jak on... Spojrzeć i ocenić jest łatwo, ale poznać już trudniej.
Dziwnie się z tym czułem i było mi trochę szkoda. Aczkolwiek z drugiej strony to dobrze, że się nie pojawiła tutaj, na klubowym spotkaniu świątecznym. Jak na imprezie u Romana nie było fotografów, to tak tutaj jest ich od groma. Wtedy to by dopiero było, prawda? Na szczęście po tym jednym zdjęciu z treningu nic nie słychać.
Franck, mój agent, nie był szczególnie zadowolony z takiego obrotu spraw. Charlotte także jemu nie 'przypadła do gustu'. Wielokrotnie wypominał mi moje słowa przed przylotem do Dortmundu. Jednakże dobrze wiemy, jak bardzo los jest przewrotny i lubi płatać figle. Świadomie nie...nie zakochałem się w Cher. Od początku nie chciałem jej kochać tak, jak mężczyzna kobietę. Moje uczucie do niej jest o wiele, wiele większe. I piękniejsze.
Reus przyglądał mi się dość...specyficznie. Miałem wrażenie, że szukał odpowiedniej chwili, aby dorzucić oliwy do ognia jakąkolwiek wzmianką na temat panny Ciman. Przez nią nasze stosunki się ochłodziły, nie byłem w stanie nad tym zapanować. Ale gdyby tylko spróbował ją poznać, spróbował porozmawiać... Wszystko by inaczej wyglądało.
- A swoją panienkę to gdzie podziałeś? - zagaił Leitner, przyjacielsko pukając mnie w ramię. Wywróciłem oczami. Od chwili imprezy u Romana naprawdę nie miałem na ten temat spokoju. Aż dziw bierze, że chociażby o niej wspominał!
- Nie mogła przyjechać - skłamałem, poprawiając się na krześle. Nie byłem za zbytnio uzdolnionym kłamcą, ale wyglądał, jakby uwierzył moim słowom.
- Szkoda... - przyznał szczerze. Czyli uwierzył. Szkoda? Czyli jednak jest ktoś, oprócz Juliana, który w jakikolwiek sposób próbował okazać, że...że ją polubił? Wow. Nie byłem w stanie uwierzyć. Ale oczywiście mnie to cieszyło! Chociaż ktoś...
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, po czym powrócił do Lisy, swojej narzeczonej.
Długo ta impreza jeszcze nie trwała. Gdzieś w okolicy godziny dwudziestej trzeciej zawodnicy zaczęli się zbierać do domów. Reus przez cały wieczór się nawet do mnie nie odezwał.
***
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. W Dortmundzie zapanowała świąteczna atmosfera. Piłkarze myślami byli już na świątecznych urlopach w zaciszach swoich rodzin. A ja? W sumie gdyby nie Charlotte, to nawet nie pomyślałbym o ozdobieniu mieszkania lampkami, czy czymkolwiek, co przywodzi na myśl święta. W domu mama by się tym zajęła.
- Wiesz... Chociaż magia świąt pozwalała mi w jakikolwiek sposób zapominać o troskach normalnego dnia - szepnęła, nie odrywając spojrzenia od swoich dłoni, w których trzymała okulary. Byliśmy wtedy w drodze powrotnej z centrum handlowego, w której dopiero była jazda. Pomimo braku słońca przemierzaliśmy je w przeciwsłonecznych okularach oraz bejsbolówkami na głowach. Wszystko, aby ludzie nas nie rozpoznali. Mniejsza, że wyglądaliśmy wtedy na bandę dziwaków, kto by się tym przejmował?
- Sprawiało, że było Ci chociaż odrobinę lepiej, tak? - zatwierdziła.
- Przez te dwa tygodnie wolnego psychicznie odpoczywałam od docinek swoich rówieśników, więc tak. Ale po powrocie wszystko zaczynało się od nowa...
Zabolało mnie serce, słysząc tę wypowiedź. Pomimo tego wszystkiego była w stanie sobie radzić... Nie do końca, bo zauważałem, że psychicznie cierpiała. Ale teraz... Teraz jest lepiej. Przynajmniej widzę, że tak jest. Byłem świadomy tego, że była w stanie coś przede mną ukryć.
- Odkryłam, że teraz lepiej sobie z tym wszystkim radzę. Mam pewną siłę, która mi w tym pomaga... - uśmiechnęła się słodko, patrząc się wprost na mnie.
- Masz tu... Masz na myśli mnie? - powoli mi zatwierdziła, a ja... Nie byłem w stanie temu uwierzyć. Miałem na to wpływ? W dodatku... W pewien sposób się przede mną otworzyła. Sama. Nie wymuszałem niczego, tylko cierpliwie czekałem, chcąc się dowiedzieć wszystkiego.
- Gdyby nie Ty... Pewnego dnia bym się nie podniosła po kolejnym upadku - poczułem wewnętrzny smutek. - Ale teraz jest lepiej, Adni - położyła swoją dłoń na mojej, znajdującą się na kierownicy. - I miejmy nadzieję, że tak pozostanie.
Chyba to tyle z dzisiejszej porcji otwierania się przede mną, bowiem już nic więcej z jej ust nie usłyszałem. Mimowolnie cieszyła mnie nawet ta chwilowa rozmowa o tym, co w niej było. Że zebrała sięna tyle, aby przede mną się otworzyć.
Zauważyłem pewnego rodzaju ulgę, jakby pozbyła się jakiegoś ciężaru, niesionego do tej pory na jej wątłych ramionach. Chociaż od chwili naszego pierwszego spotkania chyba przybrała na wadze. Była taka...bardziej krągła, aczkolwiek nadal szczupła. Nie miała takich worków pod oczami, a policzki były praktycznie non stop różowe.
Kilkanaście minut potem zatrzymywałem się przed swoją kamienicą. Po opuszczeniu auta wyciągnąłem z bagażnika torby z zakupami. Przy okazji przygotowań przedświątecznych postanowiłem, w sumie to Cher zadecydowała, że warto też zaopatrzyć lodówkę, bo praktycznie świeciła pustkami.
- Kiedy wyjeżdżasz do Belgii? - zapytała, gdy byliśmy już w mieszkaniu, a dokładniej w salonie, gdzie siedzieliśmy na kanapie, popijając gorącą czekoladę, którą też trzeba było kupić.
- Za trzy dni - zauważyłem na jej twarzy grymas smutku, co po części działało także na mnie. - Ale nie martw się, po świętach już będę - pogładziłem ją po policzku, co wywołało widok najpiękniejszego uśmiechu świata, który pobudzał moje serce.
- Mówiłeś, że jesteś na wypożyczeniu w Borussii, tak? - zatwierdziłem, kiedy spytała po chwili milczenia. - Kiedy ono się... - tego pytania nie potrafiła już dokończyć...
Widziałem, że ciężko było jej chociażby pomyśleć o tym, że wyjadę z Dortmundu. Mi także było... Szczerze? Na moje mogłoby się ono nigdy nie kończyć. Choćbym i miał grać w drugiej drużynie BVB. Nie chcę jej opuszczać...
awww, nie chce jej opuszczać, jakie to urocze, co nie? :3 jeszcze ostatnie dni i upragnione wolne, co daje więcej możliwości do pisania <3 może uda mi się w wakacje napisać koncówkę tego ff...XDXD do której jest naprawdę daleko
Najlepszą opcją by było gdyby jej nie opuścił :D dzięki niemu dziewczyna może wyjść na totalną prostą. Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńOooooo jakie słodkie *.*
OdpowiedzUsuńSię aż rozczuliłam nad końcóweczką moja droga :DD
Cudowne <3
Ja już sobie kuźwa inaczej pogadam z tym rudym cwelem xd i zrozumie xd
Czekam na kolejny <3
Buziaki :*
Ale słodko <3 Będą już forever razem c'nie? :D
OdpowiedzUsuńNiech jej nie opuszcza, a ona jego! Są dla siebie stworzeni </3
Dobrze, że to opowiadanie jeszcze się nie kończy i mam nadzieje, że nie skończy się w najbliższym czasie :D
Czekam na kolejny kochana :*
ajj jakie słodziutkie <3
OdpowiedzUsuńnie może jej opuścić, nie po to tak się starał przecież!!
czekam nn <3