sobota, 25 czerwca 2016

nummer siebzehn

Und du, ja nur du, du machst meine Welt perfekt 

Moi rodzice zauważyli we mnie istotną zmianę, ale nie dopytywali o jej szczegóły. Tęskniłem za nimi, ta odległość była naprawdę problematyczna, jednakże odczuwałem także jej brak przez te dni. Przez tydzień świąt mieliśmy niewielki kontakt. Każde z nas było zajęte na swój sposób i... Tak wyszło. Mam nadzieję, że do momentu wyjazdu na obóz zimowy zdążymy to nadrobić. Jakkolwiek to brzmi. 

Utrzymując zgodną wersję, aby chronić ojczyma Charlotte przed dowiedzeniem się o mojej osobie, czekałem na nią dwa domy dalej. Gdyby nie on, to ten dzień zapewne by wyglądał inaczej. No ale cóż, nie jestem w stanie wpłynąć na wszystko. Tak, Charlotte ma dziś osiemnaste urodziny. Nowy rok, rok zmian, zawsze się tak mówi, co nie? Jednakże liczę, że wszystko będzie po mojej myśli. Że w końcu dobry stan utrzyma się dłużej niż kilkanaście tygodni.
Z letargu wyrwało mnie czyjeś energiczne pukanie w szybę od strony pasażera. Uśmiechnąłem się sam do siebie, widząc jej drobną postać, która chwilę potem już siedziała na fotelu obok. Moje wargi momentalnie spoczęły na jej ustach, a dłonie na odrobinę chłodnawych policzkach.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, słońce - szepnąłem, nie odrywając się od niej. W panującym dookoła półmroku dostrzegłem znajomy uśmieszek i błysk tych szarawych tęczówek. 
W przeciągu całego dnia zdołałem wypowiedzieć wiązankę życzeniową dobre kilkanaście razy, poczynając od osobistego złożenia ich o równej północy, kończąc na sytuacji sprzed chwili.
- Dziwnie się czuję wiedząc, że jestem pełnoletnia - zaśmiała się, a mi na ten dźwięk zrobiło się cieplej na sercu. Uwielbiałem go słuchać, był dla mnie...ukojeniem. Gwarancją wewnętrznego spokoju... Dosłownie wszystkim. Tak jak ona. 
Jeszcze raz złożyłem na jej ustach pocałunek, po czym odpaliłem silnik i wyjechałem z jej ulicy. 
- Gdzie planujesz mnie porwać? - zapytała, chichocząc. 
- Gdzie tam zaraz porwać - odruchowo wywróciłem oczami. - To już nie mogę nigdzie zabrać swojej dziewczyny, szczególnie w jej urodziny? 
- Wiesz, nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to, że jest wieczór, a w dodatku jest to pierwszy dzień nowego roku. 
- Niczym się nie martw, zaraz się przekonasz. 
Czułem na sobie jej wzrok. Pomimo tego wszystkiego byłem świadomy tego, że nie wiedziała, jak zareagować na rzeczy, które są dla niej nowe. Ta niepewność była...naprawdę urocza. Ukazywało to tylko jej delikatność i wrażliwość na to wszystko. Oraz kruchość i to, jak łatwo ją zranić.
Nie jechaliśmy długo. Kiedyś jak jeździłem, poznając miasto, to trafiłem na to miejsce. Na całe szczęście nie było śniegu, a temperatura krążyła w okokicach zera, więc mogłem wszystko zrealizować zgodnie z moimi założeniami. 
Zmarszczyła brwi, widząc, że zatrzymuję się w pobliżu opuszczonej stacji kolejowej. Jej dezorientacja wcale mnie nie dziwiła, a dodatkowo także bawiła. 
- Wiesz... Gdybym Cię nie znała, to śmiałabym stwierdzić, że przywiozłeś mnie tu tylko po to, aby zgwałcić w jednym z tych opustoszałych wagonów.  
- Gdybym siebie nie znał, to też bym tak myślał - ciasną przestrzeń auta wypełnił nasz śmiech. Jednakże dla zmylenia po chwili ruszyliśmy dalej, co wywołało większe podenerwowanie, spotęgowane brakiem jakiejkolwiek wiadomości na temat, co dziś planuję zrobić. 
- No to co mój śmieszek postanowił przygotować? - próbowała się dowiedzieć, kiedy znów zatrzymałem auto, tym razem na parkingu sąsiadującej z moją kamienicy. Nic nie odpowiedziałem, tylko opuściłem auto i ruszyłem do niej. Jak na gentelmena przystało otworzyłem jej drzwi i równie kulturalnie wyciągnąłem ją z pojazdu, biorąc na ręce. Próbowała mi wmówić, że tego nie lubi, ale...z marnym skutkiem.
Szedłem z nią kilkanaście metrów, oraz na samą górę stromych schodów, gdzie czekały na nas stare drzwi, prowadzące do wyjścia na dach. Gdy tylko tam weszliśmy naszym oczom ukazał się wcześniej przygotowany przeze mnie jesienno-zimowy zestaw "piknikowy".
- Ale Ty nie masz gorączki, prawda? - przyłożyła mi dłoń do czoła, chcąc potwierdzić, bądź też zaprzeczyć swoim przypuszczeniom. Potraktowała mnie jak szaleńca! W pewnym sensie nim byłem, ale chciałem, aby ten wieczór był dla niej najpiękniejszy.
- Nigdy nie czułem się tak dobrze - to było prawdą. W jej towarzystwie zapomniałem o dosłownie wszystkim. Nie liczyło się nic, tylko ona. 

- Adni... - szepnęła, przerwacając się na drugi bok. Po krótkiej przygodzie na dachu wróciliśmy z powrotem do mnie, gdzie w dwójkę delektowaliśmy się tym wieczorem. Postarałem się ze wszystkich sił, aby to był najpiękniejszy wieczór jej życia. Kwiaty, masa świec, nastrojowa muzyka... Dosłownie wszystko. Teraz leżała tuż obok mnie, a ja radowałem się samym poczuciem, że jest przy mnie i dla mnie.
- Hmm? - mruknąłem, dotykając dłonią jej rumianego policzka. Przymknęła powieki, nic przez chwilę nie mówiąc. 
- Myślałeś kiedyś nad tym, jak będzie wyglądała przyszłość? Po tym wszystkim... 
Pytanie to nieco mnie zbiło z tropu. Przyszłość? Nigdy nad tym nie myślałem,  zawsze starałem się żyć chwilą, cieszyć się tym, co mam... Przecież los jest przewrotny i jest w stanie pokrzyżować nam każde plany.
- Szczerze, to nie... Jednak od kiedy stałaś się częścią mojej teraźniejszości... - zawahałem się. Czy te słowa były odpowiednie, aby określić to, co do niej czuje? - Wiem, że chcę, abyś była częścią mojej przyszłości. 
Dalej milczała, wpatrując się we mnie. W jej wzroku ujrzałem...coś niecodziennego. Oczy błyszczały o wiele bardziej, niż zawsze. Widziałem tę magię... Patrzyła się na mnie, jak nigdy wcześniej. 
Jej wargi drżały, jakby miała coś powiedzieć. Jednakże wyglądało na to, że nie wiedziała nawet, co może zrobić. 
Znikąd znalazła się nade mną, składając na moich wargach kolejny pocałunek dany tego wieczoru. Ujęła moją twarz w swoje dłonie, przylegając do mnie całą długością swojego ciała. 
- Adni... Nigdy mnie nie opuszczaj - szepnęła, spoglądając wprost w moje oczy. Palcami gładziła moje policzki. 
Złapałem ją w pasie i z łatwością obróciłem ją na plecy, leżąc na niej. Nim odpowiedziałem, przemierzyłem wargami długość jej szyi.
- Nigdy Cię nie zostawię, Cher. Nie potrafiłbym tego zrobić... 

Nie wiedziałem wówczas, jak bardzo się myliłem co do wartości tych słów... I tego, jakie one niosły za sobą konsekwencje... 


Okej, oderwałam się od czytania fanfika o Trappie, aby zawitać tu i niemal od razu uciec, przed Waszym linczem rzecz jasna XDDD 
życzę miłych wakacji i widzimy się za tydzień!!

3 komentarze:

  1. CZEMU W TAKIM MOMENCIE PRZERYWASZ ?! :D Wgl źle mi z myślą, że pojawią się jakieś kłopoty...Ja chcę tutaj happy end !!!
    Czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No Dominika :((((((((
    Nie, nie :(((
    Ja się nie zgadzam :'(((
    Piękne ❤
    Cudowne ❤❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałaś skończyć w takim momencie?
    Cudowne ❤
    Czekam 😍

    OdpowiedzUsuń