sobota, 16 lipca 2016

nummer neunzehn

Redest kaum

Cher... Ona chciała się zabić. Ciężko było mi o tym chociażby pomyśleć, a jeszcze trudniej byłoby mi to sobie wyobrazić. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego to uczyniła, ale... To było za oczywiste.
Przecież sama mi mówiła, że... Że beze mnie sobie nie poradzi. Nie z własnej winy, ale ją skrzywdziłem. Ale przecież nie wiedziała jak było... I może się nie dowiedzieć...
Nie, dowie się wszystkiego. Musi się dowiedzieć. Nie wiem, jak to zrobię, ale się dowie.
Nie chciałem myśleć o tym, że mogła z tego nie wyjść. Ale te myśli nie były w stanie mnie opuścić. Charlotte nie mogła mnie zostawić... Obiecywałem jej, że ją nie zostawię... A to zrobiłem.
Zastanawiałem się, czy cokolwiek by zmieniło, gdyby Franck nie był moim agentem. Pewnie inaczej by wyglądała sprawa mojego powrotu do Manchesteru. Wiedziałaby...
Każda mijająca minuta w Manchesterze wydawała się wiecznością. Świrowałem coraz bardziej, nie mogąc nic zrobić, bo mój agent nie jest w stanie spuścić mnie z oka. I jak ja mam teraz dostać się do Dortmundu?..

Podenerwowany jak nigdy wcześniej, siedząc jak na szpilkach czekałem na powiadomienie, że mój samolot jest już gotowy na przyjmowanie pasażerów. Próbowałem znaleźć sposób, aby móc się uwolnić. A ten uraz to spadł mi z nieba. Wizyta w szpitalu tak samo.
Minęły cztery dni od telefonu matki Cher. Cztery najtrudniejsze dni.
Cholera, czemu to tak wszystko musi długo trwać? Czemu nie potrafią się pospieszyć? Jak tylko Franck zauważy moją nieobecność w szpitalu... Zginę.
- Pasażerowie samolotu lecącego do Dortmundu proszeni są o udanie się do sektora F.
Jak na skrzydłach pognałem w odpowiednie miejsce, dziękując Bogu, że środki przeciwbólowe jeszcze działają. Bez nich chyba nie byłbym w stanie chociażby się ruszyć.
Odprawa przed lotem dłużyła się niemiłosiernie. Wszyscy podchodzili do tego z takim...spokojem, kiedy ja drżałem o każdą minutę. Czy to wszystko musi się tak długo ciągnąć?
Nerwowo zerkałem na telefon, czekając na wiadomość od pani Agate, jednocześnie obawiając się natarczywych telefonów od agenta. Gdyby nie to, że pani Ciman mogła napisać w każdej chwili, to dawno wyłączyłbym to urządzenie.
Poczułem ulgę, kiedy usiadłem na swoim fotelu. Na całe szczęście udało mi się kupić bilet w ostatniej chwili. Nie martwiłem się bagażem, najbardziej potrzebne mi teraz rzeczy, typu portfel czy power bank miałem w torbie sportowej, która teraz pełniła funkcję bagażu podręcznego.
Nim stewardessy obwieściły, że mamy wyłączyć telefony i inne sprzęty, zauważyłem nową wiadomość. Dwa słowa, które wywołały we mnie jeszcze większe uczucie ulgi.
pani Agate: Najgorsze minęło.

W Niemczech byłem po sześciu godzinach lotu, którego sporą część przespałem. Ostatnio słabo sypiałem, przez co miałem problemy ze skoncentrowaniem się, którego skutki zacząłem odczuwać.
Moje pojawienie się w Dortmundzie wywołało... Drobne zamieszanie. Łagodnie rzecz jasna mówiąc. Szczególnie po tym, jak zobaczyli mnie w dresie ManU. Fani podchodzili do mnie, prosząc o fotografię, czy autograf. Jak mogłem odmówić? Nawet jeśli przyleciałem tu w sprawie...prywatnej.
W międzyczasie napisałem wiadomość do pani Agate, aby po mnie przyjechała. Dziwiłem się, że nadal utrzymywała ze mną kontakt. Przecież... To przeze mnie. To przez mój powrót na Wyspy posunęła się do... Do ostateczności.
Powolnym krokiem przemierzałem długość lotniska, uwolniony od tłumu. Zaciskałem zęby, ból stał się nie do zniesienia, koniecznie potrzebowałem czegoś, co uśmierzy moje katusze.
Franck regularnie do mnie dzwonił i pisał. Ignorowałem go. Nie potrafił zrozumieć, że nie chciałem w ten sposób kończyć swojej przygody w Dortmundzie, to musiał przyjąć do świadomości to, że nie życzę sobie, aby się wpieprzał w moje życie.
- Adnan - przede mną zawitała ciemnowłosa postać matki Cher. W pierwszym odruchu pomyślałem, ze to ona, były takie do siebie podobne!
- Przepraszam - tylko to byłem w stanie z siebie wyrzucić. - To wszystko wina mojego agenta.. - spuściłem głowę. Było mi cholernie źle.
- Porozmawiamy o tym później, teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.
Milcząc udaliśmy się do jej samochodu. Czułem się... Naprawdę nieswojo. Była taka... taka chłodna. Dotychczas w głowie miałem jej całkiem inny obraz. Tak jakby mi matkowała, kiedy grałem w BVB. Traktowała mnie jak brata swojej córki, którym z początku byłem... Tylko z początku.
Droga do szpitala nie należała do najprzyjemniejszych. Próbowałem walczyć ze sobą, z emocjami... Jakoś sobie radziłem. Ale było ciężko.
Gdy znaleźliśmy się przed jej salą... Tym razem nie potrafiłem ze sobą stoczyć walki. Pękłem, widząc ją z maską tlenową na twarzy, oraz kilkoma aparaturami, podłączonymi do jej wątłego ciałka. Była biała jak sufit i pościel, pod którą leżała. Pospiesznie starłem pierwsze łzy, które opuszczały moje oczy w zastraszająco szybkim tempie.
- Trują ją kroplówkami i różnego rodzaju proszkami... A przecież to jedne z nich prawie ją zabiły - szepnęła jakby do siebie. Stałem i patrzyłem się na nią jak osłupiały, nie mogąc nic z siebie wyrzucić.
- Tyle krzyku i płaczu... Nie poznawałam jej. Cierpiała, a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić.
Mówiła to tylko po to, abym odczuwał jeszcze gorsze wyrzuty sumienia? Chciała mi uzmysłowić to, co się działo? Chciała spotęgować moje wyrzuty sumienia? Mogłem się sprzeciwić wszystkim. I Franckowi i zarządowi United. Wszystko by inaczej wyglądało...
- Nie chciałem stąd wyjeżdżać, oni podjęli tę decyzję za mnie - nic nie powiedziała. - Mogę do niej wejść?
- Powinnam Ci zabronić chociażby się na nią patrzeć - jej głos był niemal tak samo chłodny jak temperatura powietrza na Antarktydzie. - Ale wiem, ile dla niej znaczysz.
- Znaczy dla mnie jeszcze więcej - wyszeptałem, pchając szklane drzwi. Pielęgniarka kazała mi założyć specjalne okrycie ochronne. Na miękkich nogach podszedłem do jej łóżka.
Wyglądała tak... tak spokojnie. Jakby spała. Gdybym nie wiedział, że coś sobie zrobiła, to bym nawet tak myślał...
Nieśmiało zająłem miejsce przy jej łóżku. Ostrożnie ująłem jej chłodną dłoń i podsunąłem sobie pod twarz. Szczerze to miałem gdzieś fakt, że Agate mogła się temu przyglądać. Jeszcze bardziej gdzieś miałem tych wszystkich ludzi, którzy się znajdowali z nami na tej sali.
- Cher, słońce - szepnąłem cicho, nie odrywając warg od jej skóry. Po policzkach pociekły mi kolejne łzy. - Kochanie, nie rób mi tego - głos prawie mi się łamał, a serce rozrywało się na miliony kawałków, widząc ją w takim stanie.
Na chwilę zamilkłem. Wpadłem w dołek, nie potrafiłem się zebrać do kupy, zachować jak facet. Byłem mięczakiem. Mięczakiem, który znaczył dla niej więcej niż wszystko.
- Nie możesz mnie zostawić....


*fav gif*
serio to nawet nie wiem, co zawrzeć w notce do Was. liczę, że się podobało, a swoje opinie pozostawiajcie w komentarzach ;) 

5 komentarzy:

  1. Cher musi żyć!!! A ten Frank to niech się odczepi od nich raz na zawsze, co już nie będzie mieć przez niego kłopotów. Mam nadzieję, że niedługo wszystko sobie wyjaśnią i Junuzaj będzie miał wybaczone czyny do których tak naprawdę został zmuszony. Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Frank.. Jego najchętniej bym wysłała na koniec świata! Co to za agent, który robi takie rzeczy? Niech lepiej już się nie wtrąca w ich życie i więcej nie miesza.
    Mam nadzieję, że Cher wyjdzie z tego, że będzie dobrze, że się pogodzą.
    Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuśku Adni! ❤
    Trzeba walczyć o to, co się kocha :)))
    Brawo ty❤
    Cudowne ❤
    Czekam na kolejny :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh, Frankowi to chyba dawno nikt nie nakopał!
    Niech Cher z tego wyjdzie, musi :( A Adni OD RAZU musi jej wszystko wytłumaczyć, jak naprawdę było :c
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale narobiłam sobie u ciebie zaległości xDD Biorę się za nadrabianie xD
    Musi żyć! Jarzysz?!
    Niech zmieni tego agenta zasranego.
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń