sobota, 23 lipca 2016

nummer zwanzig

Gib mir ein Signal!

Minęły trzy długie dni mojego pobytu w Dortmundzie. Trzy dni po których mieli wybudzić ją ze śpiączki. Siedziałem przy niej praktycznie cały czas. Nieważne, czy był to poranek, południe, czy wieczór i czas końca wizyt. Praktycznie nic nie jadłem, leciałem na kawie z automatu. Praktycznie nie spałem, krążyłem bez celu pół nocy po jej pokoju. Aż się dziwiłem, że Agate w ogóle się wysypiała, słysząc to wszystko.
Nie potrafiłem panować nad swoimi uczuciami, prócz wewnętrznego bólu dołączył do tego ból uda. Pieprzone mięśnie, nawet teraz nie jesteście w stanie odpuścić? Zaciskałem zęby i dalej przemierzałem przestrzeń przesyconą jej obecnością. Wręcz czułem, jak Charlotte materializuje się obok mnie. Czułem jej dotyk na swoim ciele, czułem jej wargi na swoich... Wariowałem, a te nocki w jej pokoju były psychiczną wojną.
Czwartego poranka zjawiłem się w szpitalu z samego rana z nadzieją, że w końcu usłyszę jej głos. Trzeciego zaczynała reagować na mój głos, ścisnęła nawet moją dłoń! Powoli coraz bliżej do sukcesu.
Moje pojawienie się w szpitalu nie robiło takiego wrażenia, na całe szczęście. Wieczorem pierwszego dnia pobytu w Niemczech zaopatrzyłem się w coś innego, niż dres ManUtd. Starałem się też być niezauważonym, co w większości przypadków się udawało. Znalazły się dzieciaki, które mnie rozpoznawały i chciały zdjęcia. Nie umiałem im odmówić, nawet jeśli wyglądałem jak półtora nieszczęścia.
Przywitałem się z salową skinięciem głowy. Mój niemiecki stał na tak niskim poziomie, że powiedzenie nawet zwykłego "Guten Morgen" kosztowało mnie wiele.
W końcu znalazłem się przy jej niej. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w czoło, po czym usiadłem na taborecie obok jej łóżka i złapałem jej dłoń.
- Charlotte... Wiem, że mnie słyszysz - mruknąłem, blado się uśmiechając.  - Wiem też, że dasz radę. Że jeszcze dziś się wybudzisz. Wierzę w to jak głupi. Wiesz, jak mi Ciebie brakowało przez te dni? Były one dla mnie istną katorgą. Powtarzam się, ale naprawdę nie potrafię nic innego powiedzieć. Nie jestem w stanie skupić się na tyle, aby cokolwiek sensownego powiedzieć.
Zamilkłem na dłuższą chwilę, jeżdżąc palcami po jej przedramieniu. Z początku nie reagowała, aczkolwiek po kilku minutach tego 'procesu' zauważyłem, że drgnęła.
- Cher, ściśnij moją dłoń.
Poczułem na palcach pierw słaby uścisk, który narastał z każdą sekundą. Cały czas ją obserwowałem, czekając na kolejny ruch z jej strony. Jej głowa nieznacznie się poruszyła, a ja... Gdybym tylko mógł, to zacząłbym skakać z tej radości po sali.
- Cher, kochanie - nie byłem w stanie skleić składnej wypowiedzi. Do oczu cisnęły mi się łzy radości. - Jesteś już coraz bliżej nas. Spróbuj otworzyć oczy...
Było to niewykonalne, co nie? Ale wierzyłem, że przełamie się i to zrobi. Ma dla kogo to zrobić, prawda? Ma swoją matkę, ma mnie... W sumie nie, przecież... Przecież ją opuściłem. Myślała, że zrobiłem to wszystko tylko po to, aby ją zniszczyć do końca. Nie znała prawdy... Musiałem jej ją przedstawić, nim każe mi raz na zawsze zniknąć z jej życia.
Będzie musiała zrozumieć, że...że nie zrobiłem tego z własnej woli. Że nie chciałem jej zostawiać. Przecież mówiłem jej, że znaczy dla mnie o wiele więcej niż wszystko. Że zrobię dla niej wszystko, a nawet i więcej...
Jeśli będzie chciała, to usunę się z jej życia. Zniknę, zrobię według jej woli. Nie zważając na to, co będzie ze mną. Jej dobro i wola jest dla mnie o wiele ważniejsza.
Znów delikatnie dotykałem jej skóry, uważając na kroplówki podłączone do jej przedramienia. Miała gęsią skórkę.
Długo się zbierałem, aby jej to powiedzieć. Chociaż... Tym, co robiłem, okazywałem jej swoje uczucia do jej osoby. Mogła tego nie traktować dosłownie, byłem też tego świadomy. Aczkolwiek tym, co robiła... Na swój sposób pokazywała, że mnie kocha....
- Cher, bo ja... Naprawdę Cię kocham...

Późnym popołudniem na sali zjawiła się Agate. Standardowo praktycznie nie rozmawialiśmy, wymieniliśmy tylko drobne uwagi na temat Charlotte. Nie czułem się dobrze w towarzystwie jej matki. Czułem te dystans pomiędzy nami. Te chłodne stosunki... Gdybym był dla Cher kimś obcym, to na pewno nie miałbym prawa tu być.
Byłem z nią sam, znów trzymałem jej dłoń w swoich kleszczach, czekając na jakikolwiek ruch z jej strony. Na jakikolwiek sygnał.
- Adnan - drgnąłem, słysząc swoje imię. Mówił to głos podobny do mojej Małej, jednakże... To nie była ona. - Chciałabym się czegoś od Ciebie dowiedzieć.
Spojrzałem na nią...przestraszony. Czego niby mogła ode mnie chcieć? Przecież wiedziała wszystko... No dobra, prawie wszystko. Nie była świadoma tego, co jest pomiędzy jej córką, a mną...
- Tak?.. - spytałem nieśmiało, podnosząc się z miejsca. Naprawdę się bałem. O co mogło jej chodzić?
- Czy Charlotte i Ciebie łączyła tylko i wyłącznie...przyjaźń? - widać było, że to pytanie z okropną trudnością przechodziło jej przez gardło. Wydawało mi się, czy wolała nie znać odpowiedzi na to pytanie?
Patrzyłem się w czubki swoich butów, nie byłem w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć, jak potraktuje każde słowo, jakie wypowiem. Czy...czy spróbuje je wykorzystać przeciwko mnie? Czy zrozumie tę magię uczuć, jakie kierowałem...jakie kieruję do jej córki?
- Nie jestem w stanie na to teraz odpowiedzieć... Przepraszam, nie mogę.
- Adnan, do cholery - syknęła przez zaciśnięte zęby. Nadal się na nią nie patrzyłem, co było sprzeczne z moim wychowaniem.
Zacisnąłem wargi. Jak jej powiem... To źle się skończy. Jak tego nie zrobię, będzie tak samo...
- Adnan, przestań zachowywać się jak dziecko. Jeśli się dowiem, że przed swoim wyjazdem coś jej zrobiłeś... Wtedy nie ręczę za siebie.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Tak naprawdę to nic złego nie zrobiłem. Nie czyniłem wbrew jej woli. Ale Agate tego nie wiedziała i...i miała prawo mnie posądzać o takie czyny.
Próbowałem się zebrać do odpowiedzi, ale... Ale przerwał mi to donośny jęk. Jęk osoby leżącej tuż obok nas...
- A...Adni... - ta zbitka liter, która składała się na zdrobnienie mojego imienia... Znaczyła wtedy więcej niż wszystko.



oke, nie umiem być zla za długo :|| przynajmniej nie tu. 
moja plejlista mnie kocha, bo akurat teraz puściła piosenkę, która jest inspiracją do tego ff XD 
widzimy się w kolejnym, miłej lektury, dziewczęta!

ps. zauważyła któraś w ogóle kolejne poprawki szablonu? XD

5 komentarzy:

  1. Jejku dobrze, że już koniec tego złego. Teraz już musi być tylko lepiej :D
    Czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju Domi :((
    Jakie to piękne *.*
    Mam nadzieję, że będzie już dobrze, że Adni wróci <3
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że najgorsze za nami. Ten rozdział był cudowny *.*
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Adni niech przy niej teraz zostanie, cały czas ;)
    Świetny rozdział :)
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uff, dzięki bogu, że długo nie potrafisz być zła ;-;
    już dość się Cher nacierpiała, teraz musi się wszystko ułożyć, musi :c
    czekam nn<3

    OdpowiedzUsuń