Ich hör' deine Stimme
Czułam na sobie ten dotyk. Słyszałam ten głos. Ale... Ale nie byłam w stanie na to zareagować. Byłam ociężała, czułam się, jakby coś potwornie ciężkiego mnie przygniatało i spychało na sam dół.
Czułam na sobie ten dotyk. Słyszałam ten głos. Próbował wyciągnąć mnie z tej otchłani, w którą sama się wpakowałam. Nie myślałam wtedy, że zwiększona dawka środków nasennych może mieć na mnie taki wpływ, że aż znajdę się u stóp śmierci. Byłam za bardzo tchórzliwa, aby posunąć się do samobójstwa. Ja chciałam... Chciałam tylko ulżyć sobie w obecnym cierpieniu. Obudzić się wtedy, kiedy on będzie tuż obok.
Czułam na sobie ten dotyk. Słyszałam ten głos. Mówił mi tyle rzeczy... Chciałam w to wszystko wierzyć. Mówił, że zmuszono go do opuszczenia Niemiec i mnie. Że chciał tu zostać, chciał zostać przy mnie. Ale coś mnie blokowało przed wiarą w te słowa. Wydawało mi się, że mówi to po prostu, abym wróciła. Przecież słowa nie mają dziś znaczenia. Dziś mówisz jedno, a jutro robisz drugie. Taka... Taka hipokryzja.... Ale takie jest życie i tacy są ludzie, nieprawdaż? Ludzka egzystencja to jedno wielkie pasmo nieszczęść, które ostatecznie pakują człowieka do grobu.
Powiedział to. Powiedział, że...że mnie kocha. Pierwszy raz. Słyszałam to! Nie mogłam się przesłyszeć, ani te słowa nie mogły być tworem mojej wyobraźni. Jest obok i czeka. A ja się boję i...i nie umiem wrócić. Sama nie jestem w stanie odepchnąć się od tego ciężaru.
Próbowałam zmusić swoje usta do powiedzenia czegoś. Czegokolwiek, bylebym tylko mogła dać mu ten znak, którego potrzebuje. Pokazać mu, że jestem coraz bliżej powrotu o którym tak mówił.
Prócz niego... Prócz niego była też...moja mama? Starała się przez ten czas, który przeżywałam bez niego. A ja pomimo to wywinęłam jej coś takiego... Była tu.
Nie, Adnan! Nie mów jej tego! Przecież sam mówiłeś, że mamy to trzymać w sekrecie... I przez ponad dwa miesiące się udawało, a Ty...a Ty nie możesz tego zniszczyć! Chciałam mu powiedzieć, że ma być cicho, a mamie, że...że ma się tym nie interesować.
- A...Adni... - usłyszałam swój głos, a raczej jęk. Powiedziałam to?! Zebrałam się na tyle, aby w końcu dać mu ten sygnał?
Po dosłownie chwili już czułam na swojej dłoni ten ciepły dotyk. Jego dotyk. Próbowałam zmusić mięśnie do pracy, aby zareagować na to uśmiechem i...chyba mi się udało.
- Cher, słońce... - słyszałam ulgę i niewysłowioną radość w tym tembrze. - Spróbuj otworzyć oczy, proszę.
Mocno zacisnęłam powieki, po czym spróbowałam je otworzyć. Za trzecim takim podejściem w końcu trafił do mnie blask lampy wiszącej nade mną. Jęknęłam, przenosząc wzrok jak najdalej od rażącego miejsca. I wtedy go zobaczyłam... Był tu, taki żywy.
- Adni - wpatrywałam się w niego, ale ten nadal tu tkwił. Nie rozmazywał się, był taki realny...
- Jestem tu, Cher.
- Proszę się odsunąć - chłodny głos sprawił, że osoba Januzaja zniknęła z mojego pola widzenia, co przyjęłam z ogromną niechęcią. Nie chciałam, aby znikał. - Witaj, Charlotte. Wiesz, gdzie jesteś i jak do tego doszło? - skinęłam głową na potwierdzenie swojej wypowiedzi.
Przeprowadził rutynowe badania, aby ostatecznie stwierdzić, że powróciłam do świata żywych. Najbardziej zirytowało mnie to świecenie w oczy oraz maska tlenowa przez którą ledwo co mnie słychać.
Kiedy mężczyzna w końcu odszedł, moja mama wyprosiła Adnana... Zaczęłam się obawiać, że tym razem ode mnie będzie chciała wycisnąć nasz sekret...
- Charlotte... Czemu to zrobiłaś? - milczałam. W sumie to nie dlatego, że nie byłam w stanie za dużo mówić. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Ta jednak się nie poddawała.
- To przez Adnana? - zacisnęłam wargi, będąc wdzięczna, że przez maskę nic nie widać.
Co miałam jej powiedzieć? Jak miałam to powiedzieć? "Mamo, nie radziłam sobie i dlatego łyknęłam więcej, bo chciałam spać tak długo, aż on wróci"? W sumie dzięki temu się pojawił... tak jakby odniosłam sukces.
- Zrobił Ci jakąś krzywdę? - od razu zaprzeczyłam. Nic z tych rzeczy! - Charlotte, powiedz coś.
Próbowałam złożyć wargi w jakąkolwiek wypowiedź, no ale... Szło mi to opornie.
- Myślałam... - słowa ociężale wypadały z moich ust. - Że to mi pomoże...
- Popełnienie samobójstwa miało Ci pomóc? - spojrzała na mnie jak na idiotkę. Moja wypowiedź źle zabrzmiała.
- Nie chciałam...się zabić - kaleczyłam swoje gardło, no ale cóż, ciekawość ludzka nie zna granic. - Chciałam... - zacisnęłam powieki, czując napływające do oczu łzy. To głupie, dziecinne i niedorzeczne. I nie przejdzie u niej. Na pewno... - Nie chcę teraz o tym...rozmawiać.
Już więcej się nie odezwała. Ja tym bardziej nie. Patrzyłam się w ścianę, licząc, że Adnan tu wróci. Że nie zniknie. Chciałam go jeszcze zobaczyć, usłyszeć. Chciałam, aby był tuż obok. Potrzebowałam go... Potwornie bardzo. Sama świadomość, że jest w pobliżu sprawiała, że czułam się lepiej. Uzależniłam się...o wiele za bardzo od jego osoby.
- Gdzie Adnan? - próbowałam powiedzieć to głośniej, jednakże maska tlenowa nadal mi przeszkadzała. Chciałam go zobaczyć, najlepiej teraz.
- Mam go poprosić? - zatwierdziłam, a ta z niechęcią podniosła się z zajmowanego przez siebie krzesełka. - Przyjdę później, do zobaczenia.
Czułam, że coś jest nie tak. Że coś może przede mną ukrywać. Ewentualnie.. Ma mi coś za złe. Jeśli tak, to na pewno chodzi jej o to, że unikam odpowiedzi.
Chciałam jeszcze raz usłyszeć z jego ust to, co mówił przez ostatnie dni. To, że nie zrobił tego z własnej woli. Chciałam uwierzyć w te słowa...ale nie potrafiłam.
Obserwowałam drzwi i trasę, jaką pokonywał, kierując się w stronę mojego łóżka. Zaciskał wargi, cały czas się mi przyglądając. Z początku żadne z nas się nie odzywało, słychać było tylko i wyłącznie pikania aparatur.
Nieśmiało wyciągnęłam dłoń i dotknęłam opuszkami palców jego. Pod wpływem mojego dotyku zacisk się rozluźnił i splótł nasze palce razem.
- Brakowało mi Ciebie - szepnął, pocierając moje kłykcie. - Te dni, w których nie miałem możliwości kontaktu z Tobą były... Były istną katorgą.
Łzy, które kłębiły się w moich oczach od kilku minut w końcu postanowiły z nich wypłynąć. Jego widok rozmazywał się coraz bardziej, ale nie radziłam sobie z powstrzymywaniem potoku łez. Gdyby nie to, że trzymał moją dłoń w swojej, to miałabym pewność, że jego widok to tylko i wyłącznie twór mojej wyobraźni.
- Obiecałeś, że...że nigdy mnie nie...nie zostawisz - wyłkałam jeszcze słabszym tonem. Modliłam się, aby mnie usłyszał, co graniczyło z cudem. Nie miałam sił na głośniejszy ton, a płacz temu wcale nie pomagał.
Usłyszałam zgrzyt przesuwanego taboretu, a po dosłownie sekundach czułam na swojej twarzy jego dłonie. Mój płacz wezbrał na sile. To nie sen... To nie może być snem...
przyznam się, że wczoraj napisałam tu epilog... trochę mi dziwnie, bo jestem pierwszy raz z czegoś kompletnie zadowolona, nie widzę żadnego błędu... oczywiście trochę musiało minąć, nim się zebrałam do napisania ostatnich słów w historii Cher i Adnana... ale jestem pewna, że Wam też się to spodoba . chociażby w połowie tak, jak mi :)
Hehehe mam nadzieje, że będzie dobrze? XDD
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko nie chce tutaj końca ;(
To jest zbyt piękne, by mogło się skończyć ❤
Jeny ❤ cudeńko ❤
Trzymam kciuki by jej mama znów mu ufała :))
Czekam na nn <3
Buziaki :**
Kurcze aby już teraz wszystko było dobrze. Szkoda mi ich obojga :( w sumie na miejscu Cher tez bym miała opory by uwierzyc chłopakowi. Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńna tych końcowych rozdziałach, zawsze płaczę jak czytam :-(
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że teraz wszystko się dobrze ułoży i zaczną od początku. W sumie też nie dziwię się, że Cher nie chciała mu uwierzyć...
czekam nn <3
Będzie dobrze, wiem to... ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi go tutaj ;c jej też w sumie ;c
Czekam na kolejny ;)