sobota, 20 sierpnia 2016

nummer dreiundzwanzig

Eine Liebe, wie wir, ist heute selten zu sehen, Schatz

- Jeśli dobrze pójdzie, to za trzy dni wychodzę - oznajmiłam Adnanowi, kiedy ten od razu z rana pojawił się u mnie w szpitalu. Nie zdążył nawet nic wydukać, tak bardzo się cieszyłam na myśl wyjścia z tego miejsca! Aczkolwiek...na drugą część mojej wypowiedzi zabrakło mi odwagi.
Nie potrafiłam zadać tego pytania, nie chciałam zaprzątać sobie głowy odliczaniem chwil do momentu, w którym będziemy musieli się rozstać... A związek na odległość? Czy to ma jakikolwiek sens? Przecież z Niemczech do Anglii jest tak...tak daleko. Jak to będzie wyglądać?..
Uśmiechnął się, słysząc tę wypowiedź, po czym nachylił nade mną i czule cmoknął w usta. Po powitaniu usiadł na skraju łóżka i ujął moją dłoń.
- Widzę, ze coś Cię trapi - powiedział po chwili, nie odrywając ode mnie wzroku. Kurdę, aż tak po mnie to wszystko widać? Westchnęłam ciężko, poprawiając się na łóżku.
- Nie wiem, jak to wszystko będzie wyglądać, kiedy...kiedy stąd wyjedziesz - z trudem wydostało się to z moich ust. Chciało mi się płakać, nie potrafiłam żyć teraźniejszością, za bardzo wybiegałam w przyszłość...tak naprawdę tkwiąc w przeszłości.
- Na razie nie mam w planach nigdzie się wybierać - pogładził mnie po policzku, próbując się uśmiechnąć. Widać, że ten temat i dla niego jest ciężki... - I nie myśl o tym...jeszcze nie czas na to.
- A kiedy on nastąpi, hm? - poczułam łzy zbierające się w oczach. - Adni... Ja chcę wiedzieć. Chcę się przygotować na wszystko...nawet na najgorsze.
Widziałam ból w jego oczach i grymas niezadowolenia wymalowany na twarzy. Pewnie wyglądałam podobnie, możliwie, że nawet gorzej. 
Przysunął się jeszcze bliżej mnie i mocno się wtulił. Tym razem już nie było mi łatwo wytrzymać z powstrzymywaniem emocji, przez co z moich oczu pociekły pierwsze łzy. To nie może tak wyglądać, to nie może się tak skończyć... Oh, czy nie może w końcu być dobrze? Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?..
- Nie będzie najgorszego wyjścia. Zawsze jest to dobre, tylko...tylko trzeba je odnaleźć - szepnął płaczliwym tonem, swoim oddechem łaskocząc mnie w szyję. - Cher, damy sobie radę, przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i tyle możliwości.
- Taa... Ty masz sezon, a ja szkołę - przyznałam z niechęcią.
- Dotychczas też miałaś szkołę, a ja...miałem mecze. I jakoś dawaliśmy radę. Teraz też damy, słyszysz? - mówiąc to spojrzał mi się prosto w twarz. Widziałam łzy, kłębiące się w jego oczach, oraz te, które mozolnie spływały po jego policzkach. 
Ujął moją twarz w swoje dłonie i pogładził po policzkach, jednocześnie ścierając słone kropelki, płynące ciurkiem. 
- Mówiłem Ci, że to, co jest między nami jest nie do rozerwania. Wiesz, co mnie trzymało przez te dni? - nie czekając na moją odpowiedź dodał - Moja miłość do Ciebie. Tylko ona mnie tu trzymała.
Poczułam wydźwięk każdej litery w swoim sercu. Jak mogę wątpić w to, że nam się nie uda? Jestem taka okropna dla niego. Nie doceniam go i tego, co robi... Niemal tak samo jak na początku, kiedy skreślałam powodzenie jego planu przywrócenia przeszłości. Cóż, nie do końca to zrobił, bo...stworzyliśmy coś innego. Coś o wiele lepszego od tego, co było kiedyś.
Cofnął jedną z dłoni i przetarł wierzchem dłoni łzy, po czym wymusił blady uśmiech. Jego oczy nadal były smutne, co powodowało narastający wewnętrzny ból.
- A może studia w Manchesterze? - zaproponował po chwili. - Przecież w tym roku kończysz szkołę.
O tym nie pomyślałam! Tylko...tylko co powie o tym moja mama? Nie potraktuje tego...dość dziwnie i nie będzie wymyślać różnych wersji, w tym tej, która jest prawdziwa? I co niby miałabym tam studiować, skoro nie mam żadnego pomysłu na swoją przyszłość?
- I nie musisz się martwić mamą... Wie wszystko - zmroziłam się, słysząc te słowa. Ale jak to się dowiedziała?! Niby kiedy? - Prócz tej powalającej wiadomości mam też jeszcze jedną...
- Mniejsza z nią... Jak moja mama się o tym dowiedziała? - i co ważniejsze, jak na to zareagowała?
- Mówiła mi, że widziała, jak się tu...całowaliśmy - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec i zawstydzony uśmieszek. Ta czerwień na jego policzkach była taka urocza!
- Mamy bardzo przekichane? - zażartowałam, a ten mi zaprzeczył.
- Nie, i na całe szczęście! O dziwo nie mówiła też niczego złego, tylko...zdziwiła się, że tak długo udało się nam to przed nią ukryć.
- Trochę mnie to kosztowało - mruknęłam, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Podziwiam siebie, że byłam w stanie zachowywać się jakbyśmy byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi.
- Nie tylko Ciebie - cmoknął mnie w czubek nosa. - Ale będzie mi teraz trochę dziwnie, nie musząc się ukrywać - przesunął wargi ciut niżej.
- Widzę, że nie próżnujesz i wykorzystujesz tę możliwość doszczętnie - zauważyłam, kiedy jego usta znów zetknęły się z moimi.
- Tylko głupi by nie skorzystał z tej możliwości - wyszczerzył się chytrze, trącając mój nos swoim.
Przy nim czułam, że bałam w stanie przenosić góry. Oh, czy można tak oszaleć przez drugiego człowieka? Jak widać da się. Ale nie narzekam, dzięki temu mam swój osobisty motor napędowy i chce mi się żyć. Nieważne, co nadejdzie, damy radę. Pokonamy każdą przeciwność. Absolutnie każdą. Bo dla chcącego nie ma nic trudnego, co nie?
Panującą dookoła radość zburzyło pojawienie się pewnej osoby... Osoby, której spodziewałam się tu jako jednej z ostatnich.
- Tobias - szepnęłam, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. On... Tutaj?! Zamarłam, obawiając się o Adnana. Przecież Niemiec miał go bezpodstawnie za wyblakłą gwiazdeczkę, którą w rzeczywistości nie był...
Januzaj momentalnie podniósł się z zajmowanego wcześniej miejsca i ujął moją dłoń, ze stoickim spokojem wpatrując się w mojego ojczyma. Coś mi tu nie grało...
- Jak się ma moja pasierbica? - zapytał, opierając się o wezgłówek łóżka. Nie podobało mi się to... Potwornie bardzo. Przez ostatnie cztery lata nie był przyjaźnie do mnie nastawiony i nagle mu to minęło?
- Jest dobrze - czułam jak gładzi wnętrze mojej dłoni, przez co było mi naprawdę dobrze. Jednakże ten wewnętrzny niepokój dalej rósł.
- A Ty, Adnan? Słyszałem o Twoim urazie.
- Dziękuję za troskę, wręcz go nie odczuwam - odparł sztywno, nieprzerwanie się w niego wpatrując przenikliwym wzrokiem. Widziałam, że go także to niepokoi...




5 komentarzy:

  1. O mamo jakie piękne ❤😍
    Oni są słodcy ❤
    Cudowne <3
    Czekam na nn. <3
    Buziaki :*"

    OdpowiedzUsuń
  2. aaa jacy słodcy, no nacieszyć się nie mogę ♥
    jak milutko poczytać, że w końcu zaczyna się coś układać..:D
    ale cos sie boje, ze to ''cisza przed burzą'' ;-;
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłoby fajnie gdyby Cher wyjechała z nim. I potem żyli długo i szczęśliwie :D
    Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodcy są <3
    Normalnie ich tu uwielbiam *.*
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Może Cher z nim pojedzie, hmm? Wtedy byłoby idealnie! <3
    Oni we dwójkę są naprawdę uroczy i słodcy! :3
    Uwielbiam to czytać, czekam na kolejny rozdział! ^^
    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń