sobota, 13 sierpnia 2016

nummer zweiundzwanzig

Egal, was kommt, wir überwinden alle Katastrophen

Do tej pory nie wierzyłem sobie, swoim uszom i temu, co usłyszałem. Powiedziała to. Przyznała się przede mną do swoich uczuć. W dodatku nie kazała mi się wynieść ze swojego życia! Byłem tym pieprzonym wygrywem. Nadal mam swój narkotyk dostępny tylko i wyłącznie dla siebie.
Chociaż od momentu wypowiedzenia tego zdania minęła dobra godzina, to do tej pory miałem gęsią skórkę na samą myśl o tych słowach padających z jej zaróżowionych warg. Kocha mnie, jest we mnie zakochana. Czego mogę chcieć więcej?
W sumie to tak, mogę chcieć czegoś więcej. Możliwości, aby była tuż obok praktycznie bez przerwy. Teraz nie próbuję o tym myśleć, ale niedługo ta wizja będzie się realizować. Ona w Niemczech, a ja w Anglii. Tysiące kilometrów nas dzielące. Czy coś takiego by wytrzymało?
Potrzebuję...jej obecności. Dotyku w każdy możliwy sposób. Po prostu mieć sposobność, aby widzieć ją na żywo, a nie... Przez ekran komputera. A ona? Wszystko wyglądało na to, że miała tak samo. To nie wypali, nawet jeśli zjawiałbym się w Dortmundzie, czy ona przyjeżdżałaby do Manchesteru. Nie wiem jeszcze jak, ale trzeba znaleźć sposób, aby zaradzić temu wszystkiemu. Nie wyjadę stąd, dopóki nie będzie rozwiązania tej sytuacji. Nie zostawię tak tego.
Kiedy jej matka zjawiła się w sali, mimowolnie robiliśmy wszystko, aby się nie dowiedziała o tym, co jest między nami. Było mi z tym coraz bardziej dziwnie... Jak sam zachęcałem ją do tego pomysłu, to tak bardzo teraz chciałem się z niego wycofać. To nie miało sensu na dłuższą metę, po części już się domyślała, a jak wracaliśmy do domu, to okazało się, że jednak już wie...
- Nie jesteście tylko przyjaciółmi - to twierdzenie padło z jej ust w trakcie drogi powrotnej. Nie mówiła z tego złością, cy szczególną radością. To brzmiało tak...tak bezuczuciowo. Ale jednocześnie pewnie.
Wiedziała, ale niby skąd? Przecież... Przecież nie miała jak nas zobaczyć, prawda?
Znów milczałem dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy brnięcie w kłamstwo ma jakikolwiek sens. Zresztą... Jestem naprawdę słaby w mijaniu się z prawdą. Gdzieś z tyłu głowy wertowałem też chwile, kiedy to przebywaliśmy w jej towarzystwie. I kiedy mogła to wywęszyć, skoro staraliśmy się z całej siły?
- Tak, nie jesteśmy tylko przyjaciółmi - przyznałem, nie patrząc się w jej stronę. Bo to takie proste rozmawiać z matką swojej ukochanej, szczególnie na ten temat.
Chwilę milczała, pewnie zastanawiała się, co dowiedzieć się jako kolejne. Aż dziwne, że nie zaplanowała sobie przebiegu tej rozmowy.
- Jak...jak długo?
- Od listopada - od razu odpowiedziałem. Sam się zdziwiłem, że przez tak długi czas udawało nam się ukrywać.
W końcu na nią spojrzałem, bo w sumie to dziwne, że tak nagle się zatrzymaliśmy. Wróć, przecież dojechaliśmy do ich domu.
- I jakim cudem udało się Wam trzymać to w tajemnicy przez taki czas? - uniosła pytająco brwi ku górze, a ja się uśmiechnąłem.
- Cóż, ma się swoje zdolności - zaśmiałem się zdawkowo, kiedy ta gasiła silnik. Otworzyłem drzwi i opuściłem pojazd, kobieta uczyniła tak samo.
Nawet i jej udało się w końcu przełamać i uśmiechnąć! Może jeszcze coś z tego będzie.
- Jakoś...no tak jakoś nie mogę uwierzyć. Tyle czasu się Wam przyglądałam, a niczego nie wyłapałam! A przecież Wy nie potraficie się ukrywać ze swoimi uczuciami - rozkminiała, otwierając drzwi bez użycia klucza, co odrobinę mnie zdziwiło i zaniepokoiło.
Czaiłem się za Agate, kiedy ta pewnym siebie krokiem przemierzała długość korytarza, aby przejść do salonu. Po dosłownie sekundzie słyszałem jej głos pełen zachwytu, nawołujący "Tobias!". Tobias... Jej ojczym. O cholera. Spanikowany przełknąłem ślinę, próbując obmyślić plan ewakuacji. Cher szczególnie ostrzegała mnie przed osobą Niemca.
Byłem spalony, świetnie. Chyba wolałem już się natknąć na Francka, niźli na niego. To nie będzie za miłe doznanie.
Para opuściła salon, stając przede mną. Zaciskałem wargi w wąską linię, oraz dłonie w pięści, wciskając je w kieszenie bluzy. Ojczym zlustrował mnie spojrzeniem od dołu do góry, po czym powiedział coś do niej. Coś czego nie rozumiałem. A mogłem jednak się postarać i więcej czasu poświęcić na naukę tego języka!
Zmarszczyłem brwi, skupiając się do granic możliwości. Chciałem wyłapać z ich rozmowy cokolwiek. Coś, co byłbym w stanie zrozumieć. I coś, co nie było imieniem Cher, albo moim.
Miałem wrażenie, że Agate nie opowiadała mu o tym, w jakim towarzystwie się obracała przed opuszczeniem Anderlechtu. O tym, że ona i moja matka były sobie tak bliskie jak siostry. Jak Charlotte i ja na samym początku mojej przygody w Dortmundzie... Oh, jak to serce potrafi namieszać!
Nic nie rozumiałem. Absolutnie. Pomimo prób.
A ten do mnie podszedł i wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Jestem Tobias, ojczym Charlotte - powiedział do mnie po angielsku, kiedy ja ściskałem jego dłoń. - Miło mi Cię poznać osobiście, Adnan.
Wydawało mi się, że mówi to ze...ze sztucznością. Cher bezpodstawnie nie zabraniałaby mi chociażby poznania go, nieprawdaż?
- Mnie także - odparłem dość sztywno, opuszczając rękę. Czułem się dość nieswojo w jego obecności. Tę atmosferę musiała wyczuć jedyna kobieta, która z nami przebywała, bowiem zaproponowała coś ciepłego do picia oraz coś do zjedzenia. Przystałem na to z chęcią, tym bardziej, ze Tobias odmówił, mówiąc, że już zdążył zjeść i oddalił się do salonu, pewnie obejrzeć coś w cicho brzęczącym przez cały czas telewizorze.
Udałem się za Belgijką do kuchni i bez słowa zająłem miejsce przy stole. Zaplatałem i rozplatałem dłonie, czekając na to, co przygotuje, jednocześnie rozmyślając. Ten niepokój związany z osobą jej ojczyma mnie nie opuszczał. Co musiał nabroić, aby miała o nim takie zdanie.
W sumie... To nadal nie uzyskałem odpowiedzi na to, kiedy matka Cher się domyśliła, jak jest pomiędzy nami. Co jej to pokazało.
- Proszę pani... - mruknąłem nieśmiało, po chwili gryząc się w język. Co ja do cholery próbuję zrobić?
- Tak, Adnan? - no ale skoro już zacząłem, to trzeba to skończyć. Pomimo tego, jak bardzo się wygłupiłem.
- Kiedy... Kiedy pani się o tym dowiedziała? - ugh, to źle brzmi. - O tym, co jest pomiędzy Cher, a mną.
- Cóż... Widziałam Was na sali - zaśmiała się pogodnie, stawiając obok mnie kubek z kawą. Zrobiło mi się głupio... Naprawdę!


6 komentarzy:

  1. Ten ojczym coś mi tu nie gra :/
    Dobrze, że matka się dowiedziała w końcu ;)
    Rozdział cudowny ;*
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że matka już wie, a ten ojczym.. Póki co nie mam o nim zdania, bo jest taki nijaki.. ;D
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojczym... Hmm.. XD Jakiś taki... Nie wiadomo jaki jest, taki hmm... Tajemniczy? To chyba złe słowo na określenie tego osobnika XD
    Cieszę się, że matka już wie.. :*
    Czekam na kolejną perełkę kochana <3
    Pozdrawiam serdecznie :3
    Ciekawe jak jeszcze chcesz zaskoczyć XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co myśleć o tym ojczymie...mam nadzieję, że nie zaszkodzi zakochanym. Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś mi tutaj śmierdzi :///
    Ten ojczym..
    Ale tak ogólnie to piękności ❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, ten ojczym jest jakiś zlekka..podejrzany :'/ Nie pasuje mi tutaj...
    Dobrze chociaż, że mama już o wszystkim wie. Powinna wcześniej, no ale..wiadomo ;/
    Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń