sobota, 3 września 2016

nummer fünfundzwanzig

Ich kann es nicht

Rano wpadłem na chwilę do Charlotte, a potem udałem się w miejsce spotkania. Próbowałem się przygotować nawet na rozmowę z Franckiem. W głowie już układałem tekst przemowy, w któej informuję go, że czas naszej współpracy uważam za zakończony.
Poprzedniego wieczora rozmawiałem z moim ojcem. Nie był za zbytnio zadowolony z tego, co mu obwieściłem. Zaprzyjaźnił się z moim - na całe szczęście praktycznie już byłym - agentem. Nie dziwię się, byli podobnego wieku i prywatnie mieli podobne zainteresowania. Ale szanował moją decyzję, twierdził, że to moje życie i mam je sam układać, przy pomocy najbliższych i znajomych wraz z osobami trzecimi, a nie przez nich. Nie mógł dowierzyć, że Franck zrobił to wszystko bez mojej zgody!
Nie powiadamiałem ich jeszcze o Cher i o całej otoczce związanej z jej osobą. Sytuacja nie jest odpowiednia na dzielenie się takimi wiadomościami.
- Witam pana Januzaja - zwrócił się do mnie po angielsku wysoki mężczyzna, na oko starszy ode mnie o jakieś pięć lat. W ostateczności o dziesięć. Miał ciemne włosy i okulary-nerdy na nosie. Ubrany był elegancko, ale jednocześnie w miarę luźno. Uśmiechnąłem się blado. Nie poczuwałem się na żadnego pana, ledwo zdążyłem dorosnąć! - Mitchell Weiss, byłem z panem umówiony.
- Wystarczy Adnan. Miło mi pana poznać - ścisnąłem jego wyciągniętą dłoń.
- Wystarczy Mitchell - zaśmialiśmy się, czyli pierwsze lody przełamane. Mitchell zaprosił mnie do jednego z pomieszczeń, które, jak się okazało, było jego gabinetem.
Było bardzo przestronne pomieszczenie, a także nowoczesne, zachowane w ciemnej kolorystyce. Zasiedliśmy przy machoniowym biurku, oczywiście każdy z nas po innej stronie.
Jeszcze raz przedstawiłem swoją sytuację, a agent zaproponował, że pomoże mi zwolnić swojego poprzednika. Szczerze to nie chciałem się tym sam zajmować, na pewno nie było to by za specjalnie łatwe. W dodatku trzeba było jeszcze powiadomić o tym zarząd Manchesteru...
Weiss wyglądał na całkowite przeciwieństwo Francka. Pogodny człowiek, zrobił na mnie niesamowicie dobre wrażenie. Liczę, że nasza współpraca będzie przebiegać podobnie, jak dzisiejsza rozmowa.
Nie zdążyłem opuścić agencji, gdy dostałem SMSa. Od Marco. W sumie to nie powinienem się dziwić, bo prosiłem go o to, aby powiadamiał mnie o tym, co się dzieje. Ale... Nie przyznam się szczerze - tego się nie spodziewałem.
Marco Reus: Janu, nie wiem, gdzie jesteś, ale najlepiej nigdzie się stamtąd nie ruszaj. Nie zgadniesz, kto zawitał do Dortmundu...
Momentalnie zatrzymałem się w pół kroku. Oczywiście, że miał tu na myśli Francka... Wiedziałem, że to za długo nie potrwa.
Kiedy tylko się ogarnąłem, wróciłem się z powrotem do gabinetu Weissa i przekazałem mu tę wiadomość. nie był za zbytnio zadowolony z takiego obrotu spraw.
- To nieco nam utrudniło sytuację... - zmarszczył brwi, zaciskając palce na pliku kartek. - Wiesz, że przez to trzeba będzie pospieszyć naszą podróż do Manchesteru, prawda?
Zacisnąłem wargi w wąską linię. Będę musiał ją zostawić o wiele wcześniej, niż miałem w planach... Cały plan, który dziś ustalaliśmy, runął w gruzach, że tak łagodnie stwierdzę.
- Jestem tego świadomy - szepnąłem z bólem.

Nie mogłem jej tego powiedzieć. Ale również nie mogłem zostawić jej bez chociażby słowa pożegnania. Więc musiałem podjąć tę męską decyzję. I uświadomić ją o obecnej sytuacji i o najbliższych planach.
Pospiesznie stawiałem kroki w szpitalnym korytarzu, a Mitchell kroczył tuż za mną. O dziwo nie czułem żadnego bólu, nie miałem do niego głowy, więc zszedł na dalszy plan. Aczkolwiek byłem świadomy tego, że gdy tylko odsapnę, to wróci i to ze zdwojoną siłą.
Samolot miałem wczesnym wieczorem, więc miałem jeszcze trochę czasu na pożegnanie się z nią. Na jak długo? Nie jestem w stanie tego określić.
Jutro miała opuścić to miejsce. A mnie miało z nią już wtedy nie być. To było... Ugh, nie potrafiłem o tym myśleć bez wielkiego kołka, wbijającego się we mnie, a dokładniej w serce. Nie chciałem jej opuszczać, ale kariera... To moja praca, bądź co bądź też była ważna...
Wpatrywała się w drzwi z uśmieszkiem na twarzy, nic jeszcze nie wiedziała... Próbowałem odwzajemnić ten gest, ale nie byłem w stanie... Bez słowa usiadłem na skraju jej łóżka i schwyciłem jej ciepłe dłonie w swoje. Wracała moja stara Cher, co naprawdę mnie cieszyło.
Mitchell czaił się w pobliżu sali, czekając na mnie. Nie chciał wchodzić do środka, stwierdził, że jest to za osobista sprawa, aby przyglądała się jej osoba trzecia.
- Adni... Stało się coś złego? - w jej drżącym głosie słyszałem niepokój. Znów była zdezorienowana, nie wiedziała, co się dzieje. - Adnan...
- Dziś wylatuję do Manchesteru. Na jak długo... Nie jestem w stanie Ci teraz powiedzieć - wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu po dłuższej chwili dręczącego milczenia. Niepewnie na nią spojrzałem. Jej oczy były zaszklone, a wargi i ogólnie całe ciało drżało. Przymknęła powieki, spod których wydostały się pierwsze łzy. Poczułem rosnącą w gardle gulę oraz pieczenie oczu. Januzaj, nie teraz... Wiedziałem, że to tak się skończy. Aczkolwiek... Nigdy nie żałowałem chwili, kiedy znów się spotkaliśmy. Ten moment nadał mojemu życiu nowy sens, sens, którego teraz nie mogę utracić.
Przytuliłem ją do siebie, a ta wtuliła się we mnie jak najmocniej umiała. Jej łkania łamały moje serce... I jak ja mam ją teraz zostawić?
- Ale wrócę - wyszeptałem, gładząc ją po plecach. - Postaram się jak najszybciej, obiecuję.
- Nie obiecuj mi nic, proszę - wyszeptała zapłakanym tonem. - Chyba widzisz, jak ostatnia obietnica mogła się skończyć...
- Tej obietnicy dopilnuję, przysięgam. Na wszystko, na Ciebie, na naszą miłość - ucałowałem ją w czubek głowy. Za bardzo widziałem jej skutki. Ale... Nie zrobiłem tego świadomie...
Siedzieliśmy kilkanaście minut w milczeniu, wtuleni w siebie. Walczyłem z tym, aby w końcu być twardym, aby nie popłakać się jak pierwsza lepsza ciota. Musiałem jej pokazać, że jestem silny. Aby sama taka była.
Ciszę przerwało się pojawienie Agate. Cher w tym czasie zdążyła się trochę uspokoić, ale nadal wyglądała, jakby to była maska, tama, czy coś, co zaraz pęknie, a ją zaleje fala załamania.
- Adnan... Kim jest ten mężczyzna, który stoi przed salą? - zapytała kobieta, spoglądając to na mnie, to na swoją córkę. Jej twarz, prócz niewielkich zmarszczek, także przyozdabiało zdezorientowanie.
- Mój agent - dziwnie to brzmiało, kiedy nie miałem na myśli Francka. Na dobrą sprawę Mitchell mógł wyglądać na mojego znajomego, a nie na gościa, któy tak naprawdę ma ogarniać wszystko związane z moją osobą. -  Wylatujemy dziś do Manchesteru...
- Twój agent? - powtórzyła zaskoczona, unosząc brwi ku górze. Nawet wiadomość o powrocie na Wyspy ją nie zaskoczyła!
- Oficjalnie jeszcze nie, bo nie pozbyłem się Francka, który podobno tu zawitał... - moja ukochana zamarła w moich ramionach, słysząc to zdanie. Pani Ciman splotła dłonie razem, spuszczając wzrok.
Czułem, że coś wisi w powietrzu. Ale nie myślałem, że to coś będzie takie... Nawet nie wiem, jak to określić.
- Mamo, co się stało? - zapytała spięta nastolatka.
- Bo to Tobias powiadomił Twojego agenta o tym, gdzie jesteś... - mówiąc to nawet nie patrzyła się na mnie.


z góry ostrzegam, że nie wiem, jak się załatwia sprawy związane ze zwolnieniem agenta, więc wiecie XDDD 


5 komentarzy:

  1. Jak Tobias mógł to zrobić ! Co za drań ! Żeby szybko udało się załatwić te sprawy w Manchesterze bo Frank jeszcze coś wymyśli i będzie...
    Czekam na kolejny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. WIEDZIAŁAM ŻE TEN TOBIAS ZARAZ COŚ ZROBI, AAAAAA!!!!
    Przypuszczałam, że jeszcze namiesza w ich życiu i się niestety nie pomyliłam..Meh...
    Mam nadzieje ze wszystko się jakoś wyjaśni i ułoży..!
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. TOBIAS ZABIJE!!! JAK ON MÓGŁ?!
    On tutaj jeszcze namiesza :/ weź go stąd! Nie chcę go!
    Niech szybko się pozbędzie tego agencika zasranego :/
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No normalnie jaja powyrywam! Xddd
    Adni kończ to :))
    Cudny ❤
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak zauważyłam, że na każdym blogu jakiś Thom, Tobias, Thobias itd jest czarnym charakterem o.O *rozkmina Anki*
    Ale wracając do rozdziału ^^
    No ten Tobias mnie zdenerwował... Jak on mógł do jasnego gwinta tak postąpić?! -.- Chyba już bardziej namieszać się nie da... ;/
    Czekam na następny rozdział i mniemam, że wszystko ponaprawiasz! :<
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń