sobota, 8 października 2016

nummer neunundzwanzig

Ohne dich kann ich nicht sein

Widziałem wszystkie zazdrosne spojrzenia osób z sali, kierowane w naszą stronę. Siedząc przy stole, słyszałem dość głośne szepty, których nie rozumiałem, ale miałem wrażenie, że dotyczą one osoby Charlotte i mojej. Cóż, niech mówią, bo kto im broni?
- Ciekawe, o czym szepczą - mruknąłem do niej, chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia. Przymknęła powieki, przyjmując minę skupionej. Pomiędzy jej brwiami powstały dwie pionowe kreski, a wargi zacisnęły się w wąską linię. Ciało zaczęło drżeć...
- Dziwią się, jak ktoś taki jak Ty mógł przyjść tu z kimś takim jak ja - w jej głosie słyszałem...ból. - A ta w granatowej sukience dorzuciła, że jesteś tu ze mną z litości...
Odsunęła krzesło z takim impetem, że aż nieprzyjemnie przejechało nóżką po podłodze, wydając z siebie nieprzyjemne odgłosy podobne do tych, jak przejeżdża się paznokciami po kredowej tablicy.
Z początku byłem zdezorientowany, ale kątem oka zdążyłem zauważyć, że wybiegła z sali wprost, czyli skierowała się bliżej wyjścia. Podniosłem się, aby ruszyć za nią, ale ktoś mnie zatrzymał. To była ta dziewczyna, przez którą wybiegła.
- Hej, książę. Kopciuszek się zwinął, to może zajmiesz się w końcu prawdziwą księżniczką? - pokręciłem głową, wpatrując się w nią wrogo. Nie spodziewałem się, że ludzie mogą być tacy dla siebie okrutni.
- Lepiej zniknij mi z oczu - syknąłem po angielsku, odwracając się na pięcie, udając się prędkim krokiem w stronę wyjścia z pomieszczenia.
Zatrzymałem się, stojąc na korytarzu. Dobrze pamiętałem to miejsce, tu przecież pierwszy raz się spotkaliśmy. Próbowałem odtworzyć sobie w głowie przebieg tej sytuacji, może on mi pomoże...

Zauważyłem ją niemal od pierwszej chwili, kiedy tam się pojawiłem. Była całkiem inna, niż te wszystkie dziewczyny - nie piszczała na nasz widok, w sumie, to miała nas gdzieś. Usiadła na jednej z ławek, z ogromną niechęcią, do wszystkiego i wszystkich, wymalowaną na twarzy. Momentalnie oderwałem się od rozdawania autografów , po czym - sam nie wiedząc czemu - zająłem miejsce na drugim końcu ławki.
Była to trzecia szkoła licealna w Dortmundzie, w jakiej byliśmy. W każdej z poprzednich nie znalazłem nikogo, kto chociażby w najmniejszym stopniu przypominał mi moją Charlotte. Aż do wtedy. Te rysy twarzy były tak bardzo podobne do niej... Ale nic innego mi jej nie przypominało.
Zawsze się uśmiechała, a jej oczy błyszczały na mój widok. Wtedy było wręcz przeciwnie. Wyglądała gorzej niż chodząca śmierć.
Kiedy wyczuła, że przyglądam się jej o wiele za długo, to wstała i ruszyła w stronę wyjścia. Cóż, musiałem się dowiedzieć, czy to na pewno ona! Krzyknąłem do niej, aby poczekała, a ta nic. Uciekając, patrzyła się na mnie. W jej ruchach zauważyłem coś z mojej Cher. Zawsze, gdy się ganialiśmy, to też patrzyła się na mnie, zachęcając do szybszego biegu. A była niesamowicie szybka!
Wystraszyłem ją, to na pewno. Ale przecież dlaczego mogła się mnie przestraszyć? Wszyscy mi mówili, że na przestrzeni lat praktycznie się nie zmieniłem. Utraciłem tylko swoją duszę, którą odnalazłem właśnie wtedy. Chociaż jeszcze nie byłem tego w stu procentach świadomy.
Gdy skończyliśmy swoją robotę z Reusem, to poszliśmy w...lewo. 
Tam był taki zaułek...
Momentalnie się tam skierowałem. Tylko tam mogła się skryć.

Nie słyszałem żadnych dźwięków, tylko to, o czym rozmawiałem z Marco. Poruszaliśmy jej kwestię, tego, że tak po prostu uciekła! Reus też nie mógł uwierzyć.
Kiedy rozległ się dzwonek znów ją zauważyłem. Siedziała skulona przy ścianie. Bała się, to było za oczywiste. A ja wtedy poczułem, że muszę sprawić, żeby przestała się bać. To był ten znak... 

Zatrzymałem się dokładnie w tym samym miejscu i zerknąłem w prawo, czując, że robi mi się lżej na sercu. Siedziała tam. Podszedłem bliżej, kucając przed nią. Płakała.
- Cher... - szepnąłem, dotykając jej zaciśniętych dłoni.
- Oni mają rację, zostaw mnie.. - wyłkała, wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem. Te słowa mnie bolały niemal tak samo jak ją.
- Nie, Charlotte. Oni nie mają racji - wyszeptałem, kucając nad nią. - Oni nie wiedzą o Tobie absolutnie nic. Nie chcieli nawet spróbować nawiązać z Tobą kontaktu. A to, co mówią, to najgorsze oszczerstwa. Nie wiedzą, jak cudowna jesteś... - rozluźniła się odrobinę, co pozwoliło mi przejąć nad nią kontrolę. Przysiadłem się obok i przygarnąłem ją do siebie, gładząc ją po głowie. Wtuliła się we mnie, nadal płacząc.
- Nie wiedzą, jak bardzo Cię kocham. Nie wiedzą nic, absolutnie - cmoknąłem ją w czubek głowy.
Nie zwracałem na to, że trochę się rozmazała, a tusz z jej rzęs spływał po jej policzkach. Nawet z tym była piękna. Gdzie piękna - najpiękniejsza. I to nie tylko od zewnątrz, jej poskładane wnętrze, charakter, osobowość... Była całkowitym przeciwieństwem swoich rówieśniczek.
Uspokajała się z każdą kolejną chwilą, kiedy czuła mój dotyk na sobie.
- Dziękuję - szepnęła. - Bez Ciebie nie byłabym w stanie chociażby dalej egzystować.
- To ja powinienem dziękować Tobie, Cher. Gdyby nie Ty... Nadal byłbym tym samym ponurakiem, dla którego najważniejszą miłością jest piłka. Od kiedy znów zawitałaś w moim życiu stałem się kimś innym. Sobą. Prawdziwym Adnanem.
Pogładziła mnie po policzku, krzyżując nasze spojrzenia. W jej oczach tliły się te cudowne iskierki, których nie widziałem na samym początku odnowienia naszej znajomości.
- To tu Ci obiecałem, że to nie będzie koniec naszej przygody - zerknęła na mnie zaskoczona, jakby nie wiedziała, o czym mówię. - Tu, na tej sali, pierwszy raz się widzieliśmy.
- A potem uciekłam tutaj... A Ty i tak mnie znalazłeś - uśmiechnęła się delikatnie, splatając nasze palce razem.
- Od chwili, kiedy pierwszy raz Cię ujrzałem tutaj, to wiedziałem, że nie spocznę. Od kiedy pojawiłem się w Dortmundzie, próbowałem na wszelki sposób Cię odnaleźć. Ale w żadnej z dziewcząt nie potrafiłem dostrzec chociażby cienia Ciebie. Dopiero taka jedna czarnowłosa z wielkimi workami pod oczami. Blada jak ściana, wyglądająca jak chodząca śmierć...
- Dobrze, wystarczy - zaśmiała się nerwowo. - Nie chcę wracać do mroczniejszej części swojego życia. Żyjmy tym, co jest teraz, proszę - naparła na moje usta, chcąc, zresztą skutecznie, odwrócić moją uwagę od wszystkiego.




skoro ostatnim rozdziałem wróciłyśmy do początku, to może też wrócimy do chwili, jak Janu był prezentowany jako gracz BVB? 
"epilog", czy też ostatni post tutaj już we wtorek!

4 komentarze:

  1. Jaki ostatni?!!! O.O Nie chcę !!!
    Wkurzyła mnie ta "księżniczka"
    A Cher mogła zachować zimną krew, a tak pokazała, że łatwo ją wyprowadzić z równowagi ;)
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie ostatni :'((( 😢😢😢
    Zaraz ide na pomoc. Ubieram kurtkę i lecę tej dziuni wyrwać kłajdy! XD
    Cudny ❤❤
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cher jest nerwowa, nawet zbyt, ale będzie dobrze XD
    Eh... Ostatni.. :( Dlaczego to nie może trwać wiecznie? :<
    Rozdział świetny jak zawsze! :*
    Czekam na kolejny!
    Buziak! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cher zbyt łatwo się denerwuje, ale w sumie to się nie dziwię..Też by mnie to wyprowadziło z równowagi:(((
    sjhdsdh jak to ostatni, nieee :c
    czekam w takim razie <3 :<

    OdpowiedzUsuń